Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

sobota, 23 lipca 2011

Obraz Polski

Bywa, że śni mi się po nocach, bez tego czego jej brakuje, a to, co w niej kocham wylewa się z takiego snu aż zanadto i nęci przez całą wieczność, choć w rzeczywistości trwa kilka minut. Albo przychodzi w ciągu dnia, niespodziewanie, jest wtedy silnym przebłyskiem pozytywnych wspomnień, trwa zaledwie chwilkę, ale pozostawia za sobą niezatarte wrażenie wspaniałości tego, co zostawiłam. W moim kraju. W Polsce. Nie umieniem obronić się przed jej obrazem. Wyidealizowanym, takim, który narzuca mi się sam zawsze, gdy jestem dłużej poza jej granicami. Należę chyba do tych nieszczęśników, którym patriotyzm siadł mimowolnie na mózg i nigdy nie będą w stanie pozbyć się jego brzemienia, choć tak chcieliby wziąć swe serca w dyby i sprowadzić je na ziemię, zamknąć w klatce, w jakiej wygodnie ich rozumowi. No właśnie. Bo przecież wedle rozumu jest nam tutaj lepiej. Pod wieloma względami, nie tylko finansowymi.
Tymczasem wygląda na to, że siądę i napiszę coś w ten deseń:

,,Dzisiaj daleko pojechałem w gości
I dalej mię los nieszczęśliwy goni.
Przywieź mi, Zośko, od tych gwiazd światłości,
Przywieź mi, Zośko, z tamtych kwiatów woni,
Bo mi zaprawdę odmłodnieć potrzeba.
Wróć mi więc z kraju taką - jakby z nieba."
 
Ale, ale... Żeby nie było tak do końca smętnie. Walczę z nawiedzającą mnie podświadomie polskością idealną. Walczę, a raczej...nie poddaję się jej po prostu. W Edynburgu nie miałam jeszcze wyćwiczonej sztuki obronnej, więc lubiłam podążać za obrazami własnej utęsknionej psychiki. Pamiętam jak po majówce w polskim kościele, wracając zabetonowanymi ulicami marzyłam sobie:,,Ehhh, tu zimno, plucha i zero roślinności w centrum ( co jest nieprawdą, wystarczy choćby wygooglować sobie Princess Street Gardens), a u nas...kwitnące jabłonki w sadach pełnych soczystej trawy, przydrożne skupiska babuszek w chustach odprawiających nowenny, krowy na polach, ciepłe powietrze i słońce, wieczory na rynku w mieście, pod parasolkami..." A potem wróciłam, spędziłam w Polsce ze trzy maje, i sobie śpiewałam wraz ze Strachami na Lachy, wracając samochodem do domu, między jedną a drugą ulewą:
 
,,Będziemy jak ten deszczowy maj,
Jak ci wszyscy brzydcy ludzie w Tesco"
 
Dlatego teraz, wiedząc już dobrze, że wszystko w życiu jest kwestią względną, wyciszam się zaraz po fali pięknych obrazów. Wiem, że po powrocie, tęskniłabym za tym, co mam teraz. Wiem, że obraz Polski wabi mnie i przyciąga do powrotu, każąc wierzyć, że gdybym naprawdę się zawzięła, miałabym tam świetne życie. I nie wiem tylko po co mi ta dziwna nadwrażliwość, pozostaje mi tylko wierzyć, że do wszystkiego można się w końcu przyzwyczaić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz