Tymczasem wygląda na to, że siądę i napiszę coś w ten deseń:
,,Dzisiaj daleko pojechałem w gości
I dalej mię los nieszczęśliwy goni.
Przywieź mi, Zośko, od tych gwiazd światłości,
Przywieź mi, Zośko, z tamtych kwiatów woni,
Bo mi zaprawdę odmłodnieć potrzeba.
Wróć mi więc z kraju taką - jakby z nieba."
I dalej mię los nieszczęśliwy goni.
Przywieź mi, Zośko, od tych gwiazd światłości,
Przywieź mi, Zośko, z tamtych kwiatów woni,
Bo mi zaprawdę odmłodnieć potrzeba.
Wróć mi więc z kraju taką - jakby z nieba."
Ale, ale... Żeby nie było tak do końca smętnie. Walczę z nawiedzającą mnie podświadomie polskością idealną. Walczę, a raczej...nie poddaję się jej po prostu. W Edynburgu nie miałam jeszcze wyćwiczonej sztuki obronnej, więc lubiłam podążać za obrazami własnej utęsknionej psychiki. Pamiętam jak po majówce w polskim kościele, wracając zabetonowanymi ulicami marzyłam sobie:,,Ehhh, tu zimno, plucha i zero roślinności w centrum ( co jest nieprawdą, wystarczy choćby wygooglować sobie Princess Street Gardens), a u nas...kwitnące jabłonki w sadach pełnych soczystej trawy, przydrożne skupiska babuszek w chustach odprawiających nowenny, krowy na polach, ciepłe powietrze i słońce, wieczory na rynku w mieście, pod parasolkami..." A potem wróciłam, spędziłam w Polsce ze trzy maje, i sobie śpiewałam wraz ze Strachami na Lachy, wracając samochodem do domu, między jedną a drugą ulewą:
,,Będziemy jak ten deszczowy maj,
Jak ci wszyscy brzydcy ludzie w Tesco"
Dlatego teraz, wiedząc już dobrze, że wszystko w życiu jest kwestią względną, wyciszam się zaraz po fali pięknych obrazów. Wiem, że po powrocie, tęskniłabym za tym, co mam teraz. Wiem, że obraz Polski wabi mnie i przyciąga do powrotu, każąc wierzyć, że gdybym naprawdę się zawzięła, miałabym tam świetne życie. I nie wiem tylko po co mi ta dziwna nadwrażliwość, pozostaje mi tylko wierzyć, że do wszystkiego można się w końcu przyzwyczaić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz