Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

czwartek, 29 listopada 2012

Pomysł na życie

Cały wczorajszy dzień spędziłam na kończeniu relacji z kwietniowo/majowej podróży, która teraz dumnie widnieje w nagłówku bloga ( sesese).
Mariusz wraca wieczorem do domu, a tu ani pranie nie zrobione, ani obiad nie przygotowany, ani nic nie załatwione ( miałam dzwonić do ambasady w sprawie paszportu Maksia).
Odpowiadam mu więc, że mam za sobą wyczerpujący dzień twórczej pracy i padam na pysk:)
On na to: ,,No spoko, ale mogłabyś z tych swoich opowiadań przynajmniej coś zarabiać, a tak to na blogu nie dość że nic nie masz, to jeszcze każdy se może wejść i oglądać i może nawet zdjęcia bezprawnie wykorzystywać..."
Na co ja: ,, No a jakbyś ty niby chciał, żebym na tym zarabiała? Ty myślisz, że to tak łatwo jest się dostać do jakiegoś czasopisma podróżniczego? To trzeba wszystko wiedzieć na temat miejsca, gdzie się było, szczegóły historyczne i geograficzne, a poza tym napisać to tak poważnie, naukowo, nie tak jak ja."
Mój mąż odpowiada więc: ,,Ale ja nie miałem na myśli National Geographic, tylko coś lżejszego na początek. Na przykład Tele Tydzień, tam chyba też są relacje podróżnicze (są???). Albo wiem! Super Express. Oni by nadali temu jakiś sensacyjny tytuł, na przykład: ,, Nie taki straszny Kurd", albo ,Z dzieckiem wśród terrorystów".
Tak więc od dziś zaczynam się poważnie zastanawiać nad tym pomysłem życiowej kariery:)



wtorek, 20 listopada 2012

My to jednak jesteśmy szczęściarze;)

Dobrze mi. W przegrzanym mieszkaniu, w którym szczękam zębami, bo jak się okazuje bardzo szybko można przyzwyczaić organizm do niegasnących upałów. Dobrze mi tu, choć jeszcze w niedzielę rano przy okazji lotu numer jeden, myślałam że po powrocie do Szwajcarii natychmiast popadnę w depresję. Że oprócz Maksia nie ma w tym moim wracaniu nic pozytywnego. Że tak naprawdę powinnam rozwinąć żagle i płynąć (lecieć) jeszcze dalej w nieznane, a nie znowu pchać się w kierat pracy i porządnego życia i pomnażania sumy naszych oszczędności na koncie.
Tymczasem Valais znów zbiło mnie z tropu. Zaskoczyło zupełnie i zamknęło buzię z zachwytu. Wszystkie odwiedzone przez nas kraje, tropikalne i gorące, były przecież zwykle spowite chmurami... O siódmej, gdy zziębnięci wyszliśmy łapać okazję obok lotniska w Malpensie i gdy pociągiem, autobusem i autostopem przemierzaliśmy Włochy aż do przełęczy Simplon, trzęśliśmy się z zimna. A po stronie szwajcarskiej - słońce... Jechaliśmy tak więc z uśmiechniętą Włoszką i zapewnialiśmy się nawzajem: Ale tu pięknie!!!"
Włoszka zatrzymała się dla nas tuż przed granicą swego państwa, nie wiedząc właściwie gdzie jedzie. Co gorsza jej GPS pokazywał na początku, iż powinna zawrócić. Zadzwoniła do koleżanki, po której mamę jechała właśnie do Szwajcarii, a ta wyjaśniła jej: kanton Valais miasto Sion. Potem, tuż przed miastem GSP wskazywał twardo na zjazd w naszą wioskę;) Ostatecznie wysiedliśmy jakieś cztery kilometry od domu i poszliśmy z buta przez winnice, zrzucając po drodze zbyt ciepłe kurtki. My to jednak jesteśmy szczęściarze:)
W samolocie numer jeden lecącym z Bankgoku do Abu Dhabi podeszłam do nieruchomych stewardess po kieliszek białego wina. Trafiłam na Polkę więc od razu zmieniłam język i przegadałyśmy w ogonie samolotu jakieś pół godziny. Potem przyszła druga rodaczka, i zostałam tam kolejne trzydzieści minut. Bardzo sympatyczne to były dziewczyny, toteż zaraz dołączył do nas i Mariusz, i tak gadaliśmy, pomimo lekkich turbulencji i przepychającej się obok nas załogi różnej narodowości:) Ja miałam do dyspozycji butelkę wina, a Mariusz whisky z colą. Gdy usiedliśmy w końcu, dziewczyny podsuwały nam a to czekoladki, a to prażone orzeszki... Normalnie jak w business klasie... Na końcu dały nam jeszcze dużą butelkę wody i paczkę orzeszków, wiedząc że na lotnisku czeka nas czternaście godzin przystanku. Aha, samolot spóźnił się godzinę więc czekaliśmy jedyne trzynaście....My to jednak jesteśmy szczęściarze:)
Nasze luźne plany zakładały iż o ile wiza nie będzie kosmicznie droga, i będzie można nabyć ją na lotnisku, pojedziemy podglądnąć nieco luksus emirów i zrobimy sobie wycieczkę jeepem na pustynię. Niestety nie mogliśmy opuścić płyty lotniska, ale jak jedne z pracowników usłyszał ile będziemy tam kwitnąć uświadomił nam że mamy prawo do bonu na obiadek od linii lotniczych, z którymi podróżujemy:) Tym sposobem zjedliśmy pyszną wołowinę z ryżem sosem i sałatką o wartości 200 złotych za friko! My to jednak jesteśmy szczęściarze:)
Podczas lotu obejrzałam sobie kilka filmów i ze zgrozą odkryłam, że lepiej idzie mi zrozumienie ich po francusku niż po angielsku, więc wybierałam wersje filmów z okropnie delikatnymi i nieżyciowymi głosikami francuskich lektorów. Oglądałam to:

I to:
I jeszcze to: (miałam łezki w oczach ale część wony ponosi z pewności przedmiesiączkowe napięcie)
I okryłam płytę Radiohead, jakiej jeszcze nie słyszałam patrzyłam z wysoka na białe chmury i się rozpływałam a teraz słucham na okrągło, jak widać nawet o piątej nad ranem bo nie mogę spać z powodu zmiany czasu funkcjonowania:)
He, post powstał ale ani słowa w nim o podróży...Będzie o czym pisać w ciągu dwóch najbliższych dni wolnego, tymczasem spadam budzić małego i gnamy do pracy i do przedszkola:)

No dobra może jedno zdjęcie obrazujące to co żal było mi zostawiać:

poniedziałek, 5 listopada 2012

Pisanie na kolanie...

Za pol godziny ruszamy w rejs stakiem po Mekongu, na ktorym spedzimy kolejne dwa dni.... Jestesmy w cudownym miescie Chang Mai na polnocy Tajlandii, gdzie mamy jakies trzydziesci stopni na plusie:)
Spimy w kolorowym hostelu, wczoraj jezdzilismy na sloniach, a przedwczoraj ogladalismy jadowite weze...
Tajlandia jest po prostu przepiekna, wszystko tu na kazdym kroku zaskakuje swa egzotyka, choc z drugiej strony podrozuje sie tu jakos tak swojsko i bezpiecznie... Moze to przejaw goscinnosci ludzi i swietnie rozwinietej turystyki ( dla kazdego cos milego)...
Dzis spedzimy ostatnia noc w tym kraju przed jutrzejszym atakiem na Laos, a dalej Wietnam... Mamy zdecydowanie zbyt malo czasu, zeby zobaczyc wszystko, ale za to pozostanie nam smaczek na nastepny raz....
Zdjecia i poskladana relacja oczywiscie zaraz po przyjezdzie....
Pozdrowienia dla czytelnikow w (nieco) zimnej Polsce!!!