Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

poniedziałek, 21 października 2013

A może by tak...w góry?

Ostatnia sobota to było wolne jak się patrzy! Nie dość, że dostałam ją w prezencie jako prezent od losu (koleżanka prosiła mnie o zmianę w pracy), to pogoda trafiła się nam jak marzenie! Na dole, czyli w naszej wiosce (no dobra, nie tak znów na dole, bo leży ona na jakichś 800m.n.p.m.) było ponad dwadzieścia stopni na plusie. W górach nieco mniej, ale i tak zmuszeni byliśmy nałożyć na buźki porządną warstwę kremu do opalania...
Wyjechaliśmy samochodem do Anzere, zimą aktywnej stacji narciarskiej, a stąd kolejką linową na wysokość 2.362 m.n.p.m. Stąd poszliśmy na spacer w wyższe partie, lecz niezbyt spiesznie, w ciszy górskich dolin i po dość już sporej warstwie śniegu...




,,,Zobaczcie, pustynia!"- tak zawołał na ten widok Maksymilian

 Śnieg okazał się na tyle mokry i grząski, że na białym szczycie Maksymilian miał już doszczętnie przemoczone buty. Pozostaje nam więc kupić mu stuptuty ( zaznaczył ostatnio wyraźnie, że na urodziny chce dostać ,,to czerwone na nogi"), których podczas ostatniej wycieczki musiałam mu pożyczyć...
Drogę powrotną, jak ma to w zwyczaju mój mąż, wybraliśmy nieutartym szlakiem. Wyprzedzali mnie więc oboje z synem na odległość kilkunastu metrów, a ja psioczyłam pod nosem, że na bank spadnę i złamię kończyny....Na zdjęciu wygląda to dużo lepiej niż w okrutnej rzeczywistości:P
 Gdy połacie śniegu ustąpiły miejsca dużo bardziej gościnnym, aczkolwiek wciąż stromym trawiastym dolinom, zrobiliśmy sobie krótką przerwę na chłonięcie przepięknych widoków...

Na dole było już całkiem jesiennie:)
 Zbliżał się zmrok, a my wciąż jeszcze byliśmy na szlaku. Minęło nas kilku myśliwych ze strzelbami, wymyśliliśmy w drodze ładną jesienną piosenkę, a potem biegiem pognaliśmy do samochodu...
Jutro popołudniu, ku wielkiej naszej radości, czeka nas dłuuuuuga droga... wyruszamy ok. 19 i jedziemy na ponad tydzień do Polski!
Tymczasem zmykam pakować graty ( minimalistycznym sposobem...) i z powrotem do pracy. Do napisania z ojczyzny!

wtorek, 8 października 2013

Prasowanie myśli

Prasowanie, rzec mam ochotę, tak jest typowe dla Szwajcarii. W każdym wiejskim sklepiku znajdziesz ogłoszenie, że pani do prasowania szuka kilku godzin pracy. Ba, te, co zamożne, zamiast prasować, wieczorami, po spełnionym dniu w pracy, chodzą się odchudzać i upiększać, ale ciuchy uprasowane być muszą, stąd te panie.
Inne panie, z klasy niższej, prasują same. Ale za to z jakim rozmachem! Godzinami tak prasują, twierdząc nawet, że sprawia im to niejaką przyjemność. No bo, jeśli wziąć pod uwagę masę innych domowych zajęć, to i przecież owo prasowanie nie wypada tak najgorzej.
Ja zawodzę, niestety, już na najniższym pułapie, zwykłego najzwyklejszego prasowania jak należy, a co tu dopiero mówić o prasowaniu, wygładzaniu i segregowaniu moich własnych myśli, z jakim może i łatwiej i szczęśliwiej byłoby żyć.
Za oknami i drzwiami jesień, ale tak łagodna, jakby się nie ośmielała jeszcze włazić z buciorami i przekreślać wakacyjnej bajki. Ot na przykład w niedzielę umościłam się w słońcu na leżaku i tak spędziłam całe popołudnie, bo łaskawe słońce mi na to pozwalało. Wobec czego- gdzie tu narzekać?! A jednak, wystarczy dać moim myślom trochę swobody, a już wylatują na nieznane, grząskie tereny. Pytam więc samą siebie: cóż uczynić z własnym życiem? I nie wiem. Nie chcą się mnie trzymać żadne plany, choć po prawdzie, to ja również się ich nie trzymam.Do tego huśtawka nastrojów, zamiast emocjonalnego uporządkowania- jak trudno z nią funkcjonować w kraju, w którym przecież zawsze i niezmiennie ,,ca va". Nawet w podręcznikach uczą, że nie wypada dawać negatywnej odpowiedzi o samopoczucie(!).
Jest mi źle w mojej pracy, ale na gruncie poszukiwań nowej- cisza...Więc zaraz wpycha mi się do głowy parada czarnych myśli- nie dasz rady! jesteś z obcego kraju! bez znajomości ani rusz! Choć przecież względnie w siebie wierzę, wierzę w moje talenty, wierzę w szczęście do znajdywania pracy, więc...o co chodzi? Kiedy temat pracy ulatuje gdzieś dalej, zaraz się pojawiają zastępy myśli o tym, jakże nieudaną jestem mamą, i że tak mało czasu mam dla syna, a jeśli już- to i tak nie jest między nami tak jak bym chciała, by było. To samo z mężem. Z delikatnymi pąkami przyjaźni, które i być może miałyby się szanse rozwinąć na tej obcej ziemi, gdybym tylko mocniej chciała...Bardziej się starała...
Mówi się, że ci, co wiedzą, gdzie dążą, osiągają szczęście w życiu. A ja raz sobie dążę do tego, drugi raz do czegoś zupełnie innego, a bywa, że owe dwa cele, się nawzajem zupełnie wykluczają. A jednak cieszę się z niespodzianek, z niewiadomym w moim życiu. Wkrótce krótkie wakacje, a ja do dziś nie wiem, gdzie się znajdę. Na ogół jestem jednak szczęśliwa. Nie licząc takich dni jak dziś, kiedy nawet pranie nie wstawione, a co dopiero mówić o prasowaniu!