Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

wtorek, 20 listopada 2012

My to jednak jesteśmy szczęściarze;)

Dobrze mi. W przegrzanym mieszkaniu, w którym szczękam zębami, bo jak się okazuje bardzo szybko można przyzwyczaić organizm do niegasnących upałów. Dobrze mi tu, choć jeszcze w niedzielę rano przy okazji lotu numer jeden, myślałam że po powrocie do Szwajcarii natychmiast popadnę w depresję. Że oprócz Maksia nie ma w tym moim wracaniu nic pozytywnego. Że tak naprawdę powinnam rozwinąć żagle i płynąć (lecieć) jeszcze dalej w nieznane, a nie znowu pchać się w kierat pracy i porządnego życia i pomnażania sumy naszych oszczędności na koncie.
Tymczasem Valais znów zbiło mnie z tropu. Zaskoczyło zupełnie i zamknęło buzię z zachwytu. Wszystkie odwiedzone przez nas kraje, tropikalne i gorące, były przecież zwykle spowite chmurami... O siódmej, gdy zziębnięci wyszliśmy łapać okazję obok lotniska w Malpensie i gdy pociągiem, autobusem i autostopem przemierzaliśmy Włochy aż do przełęczy Simplon, trzęśliśmy się z zimna. A po stronie szwajcarskiej - słońce... Jechaliśmy tak więc z uśmiechniętą Włoszką i zapewnialiśmy się nawzajem: Ale tu pięknie!!!"
Włoszka zatrzymała się dla nas tuż przed granicą swego państwa, nie wiedząc właściwie gdzie jedzie. Co gorsza jej GPS pokazywał na początku, iż powinna zawrócić. Zadzwoniła do koleżanki, po której mamę jechała właśnie do Szwajcarii, a ta wyjaśniła jej: kanton Valais miasto Sion. Potem, tuż przed miastem GSP wskazywał twardo na zjazd w naszą wioskę;) Ostatecznie wysiedliśmy jakieś cztery kilometry od domu i poszliśmy z buta przez winnice, zrzucając po drodze zbyt ciepłe kurtki. My to jednak jesteśmy szczęściarze:)
W samolocie numer jeden lecącym z Bankgoku do Abu Dhabi podeszłam do nieruchomych stewardess po kieliszek białego wina. Trafiłam na Polkę więc od razu zmieniłam język i przegadałyśmy w ogonie samolotu jakieś pół godziny. Potem przyszła druga rodaczka, i zostałam tam kolejne trzydzieści minut. Bardzo sympatyczne to były dziewczyny, toteż zaraz dołączył do nas i Mariusz, i tak gadaliśmy, pomimo lekkich turbulencji i przepychającej się obok nas załogi różnej narodowości:) Ja miałam do dyspozycji butelkę wina, a Mariusz whisky z colą. Gdy usiedliśmy w końcu, dziewczyny podsuwały nam a to czekoladki, a to prażone orzeszki... Normalnie jak w business klasie... Na końcu dały nam jeszcze dużą butelkę wody i paczkę orzeszków, wiedząc że na lotnisku czeka nas czternaście godzin przystanku. Aha, samolot spóźnił się godzinę więc czekaliśmy jedyne trzynaście....My to jednak jesteśmy szczęściarze:)
Nasze luźne plany zakładały iż o ile wiza nie będzie kosmicznie droga, i będzie można nabyć ją na lotnisku, pojedziemy podglądnąć nieco luksus emirów i zrobimy sobie wycieczkę jeepem na pustynię. Niestety nie mogliśmy opuścić płyty lotniska, ale jak jedne z pracowników usłyszał ile będziemy tam kwitnąć uświadomił nam że mamy prawo do bonu na obiadek od linii lotniczych, z którymi podróżujemy:) Tym sposobem zjedliśmy pyszną wołowinę z ryżem sosem i sałatką o wartości 200 złotych za friko! My to jednak jesteśmy szczęściarze:)
Podczas lotu obejrzałam sobie kilka filmów i ze zgrozą odkryłam, że lepiej idzie mi zrozumienie ich po francusku niż po angielsku, więc wybierałam wersje filmów z okropnie delikatnymi i nieżyciowymi głosikami francuskich lektorów. Oglądałam to:

I to:
I jeszcze to: (miałam łezki w oczach ale część wony ponosi z pewności przedmiesiączkowe napięcie)
I okryłam płytę Radiohead, jakiej jeszcze nie słyszałam patrzyłam z wysoka na białe chmury i się rozpływałam a teraz słucham na okrągło, jak widać nawet o piątej nad ranem bo nie mogę spać z powodu zmiany czasu funkcjonowania:)
He, post powstał ale ani słowa w nim o podróży...Będzie o czym pisać w ciągu dwóch najbliższych dni wolnego, tymczasem spadam budzić małego i gnamy do pracy i do przedszkola:)

No dobra może jedno zdjęcie obrazujące to co żal było mi zostawiać:

2 komentarze:

  1. mam zaległości w relacji z waszej podróży... ale już widzę, że jest czego zazdrościć... :)
    przyjdź do mnie po wyróżnienie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Spoko spoko, je też mam zaległości w tej relacji... Jeszcze nie zaczęłam jej sklejać, kończę właśnie pisanie o Turcji z maja tego roku:) Zrobię sobie takie zakładki po prawej stronie bloga i tam, mam nadzieję wszystkie te wyprawy będą sobie leżały posegregowane w należytym porządku. Nie wiem czemu to spisywanie mi idzie jak krew z nosa, koro tak fantastycznie tam było i przecież się powinno pisać jak bułeczka z masłem. Po wyróżnienie z chęcią wpadnę choć nie wiem za bardzo na czym polega:) Ja jestem zacofaniec jeśli chodzi o internet i blogowe rózności:)

    OdpowiedzUsuń