Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

sobota, 8 marca 2014

Karnawał made in CH

Karnawał w Szwajcarii to nie to samo, co w Polsce.
Tutaj można by śmiało się wybrać, aby go z całą parą świętować.
Kiedyś myślałam sobie, że najlepiej uderzać od razu do Rio, albo na Wyspy Zielonego Przylądka, ale okazało się, że wedle znanej zasady, cudze chwaliłam, swego ( mniej lub bardziej swego) nie znając.

W Szwajcarii świętuje każda wioska. Już od czwartku trzeba zacząć wymyślać przebrania, aby w niedzielę wygrać wioskowy konkurs.

Co dzień w sali zabaw i festynów gra skoczna biesiadna muzyka i karmią lokalną strawą popijaną winem z tutejszych winnic. Bawią się wszyscy- od niemowląt po starców. Większość ludzi, skądinąd na co dzień poważnych, maluje twarze, zakłada peruki i kolorowe stroje.

Dzieci mogą liczyć na atrakcje w rozsądnej dla nich porze ( co nie oznacza, że rodzice i tak ich nie ciągają z sobą po nocy). Były dwie dyskoteki, darmowe malowanie twarzy, no i karnawałowe pochody organizowane w piątek zamiast szkoły (je!)



Przy okazji pochodów ( to słowo brzmi tak uroczyście, ale nie wiem czy jest jakieś inne w języku polskim), gra orkiestra, trąbki, bębny i takie sprawy, więc mimo wszystko kolanko się ugina do tańca. A tu śmigają jedne za drugimi coraz to ciekawsze postaci, suną pokolorowane ciężarówki i wszędzie sypie się konfetti.

Jako że pracowałam w tym czasie, ominęła mnie ponoć najlepsza część imprezy, czyli sobotni wieczór, zahaczający o niedzielny poranek. Po pracy została nianią naczelną, która miała za zadanie ułożyć do snu dwóch żwawych chłopaków w jednym pokoju i wyspać się do 6 rano (praca!), podczas gdy reszta towarzystwa- w liczbie 7 osób, z moim mężem jako singlem, poszła w tany.

Na ulicach miasta Sion przechadzali się od sceny do sceny, impreza trwała dosłownie wszędzie, a głównymi ulicami przechadzały się coraz to fajniejsze stwory i dziwy. Z każdym z nich wypadało tego wieczora stuknąć się kieliszkiem ( nie dźwięczał, bo był plastikowy). 
W ogrzewanych namiotach były dyskoteki z prawdziwego zdarzenia, dla każdego coś miłego, wiekowo dopasowanego. 
Jeden gość, Superman, latał ponoć w samych tylko slipach i pelerynce;)

Ale nie żałuję, że go nie widziałam, bo wpadł do mnie sam Jack Sparrow...

W poniedziałek słuchałam relacji koleżanki- Szwajcarki:
-Ale robili zadymy! W kilku miejscach w Sion ci najbardziej zalani dawali sobie po mordzie!

Wcześniej ekipa siedmiu Polaków relacjonowała zgodnie:
-To jest super, piją, bawią się, ale nikt się nie bije! Nie było ani jednego patrolu policji, wszyscy kulturalnie, z każdym można było pogadać, w Polsce to by w ogóle nie miało racji bytu!

No i bądź tu mądry człowieku!
Najwyraźniej punkt widzenia zależy od punktu...pochodzenia.

2 komentarze:

  1. hehe, ta pointa :)
    mam u Ciebie zaległości, że jeju!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuj się:) Po tym wysypie postów znów mnie dopadł regres:)

      Usuń