Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

wtorek, 13 grudnia 2011

I stanęło na moim!

Mam się za osobę mało konfliktową. Przynajmniej na gruncie zawodowo- towarzyskim, bo w domu odkąd pamiętam miałam niewyparzoną gębusię... Jednak z zasady nie lubię prowadzić sporów z postronnymi osobami, ale jako że nie zawsze spotyka nas to, co lubimy, mnie trafiło się akurat załatwianie dwóch nieco ,,konfliktowych " spraw w jeden dzień, a dokładniej wczoraj.
Po pierwsze: kwestia mieszkaniowa. Lokum na odludziu, o którym już pisałam, okazało się nie posiadać w wyposażeniu pralki. Podczas zwiedzania przeoczyliśmy ten fakt, zapytałam dopiero przez telefon. Mieliśmy weekend na zastanowienie się, właściciel wspominał, że dużo zainwestował w odświeżenie wnętrza ( no rzeczywiście jest fajne, nie powiem;), i że każdy z naszych poprzedników kupował sobie małą praleczkę, a potem brał ją ze sobą. My, po upływie terminu umowy (rok), możemy ją ewentualnie sprzedać kolejnym lokatorom. Ceny też nie są jakieś zabójcze, ale po krótkiej rozmowie stwierdziliśmy, że bez pralki nie bierzemy i koniec. W poniedziałek miałam więc za zadanie przekazać wieści właścicielowi. I choć to może nie jest większy wyczyn dla większości społeczeństwa, ja nie lubię wykonywać takich telefonów. No, ale cóż... Zadzwoniłam, powiedziałam jasno i wyraźnie o co chodzi i na końcu ściemniłam, że znaleźliśmy coś w podobnej cenie i z pralką:)
Dziś po obiedzie zasiadłam do komputera, aby pooglądać nowe oferty mieszkań do wynajęcia. W trakcie, gdy otwierałam jedno ogłoszenie w nowej karcie, zadzwonił telefon. Pralka zostanie sprowadzona na odludzie przez właściciela domku:) Reszta warunków pozostaje oczywiście bez zmian.
Druga sprawa, która wlokła się za mną już jakiś czas, to oczywiście przedłużony urlop. Po ostatniej nieudanej próbie negocjowania z szefową, znalazłam kolejne dwie osoby gotowe zastąpić mnie w ostatnie dni grudnia. Wczoraj poszłam z tym po raz drugi do wyższej instancji:) Denerwowałam się, i to jak! Po ostatnim razie podświadomie obawiałam się, że znów dostanie mi się opieprz. Dziewczyny nie wspierały mnie zbytnio, mówiąc, że same za nic nie spróbowałyby po raz drugi. Ale mnie tak bardzo zależało na tych kilku dniach więcej w moim mistycznym Sączu ( który nawołuje mnie do siebie niemal każdej nocy, hihi), że poszłam, zapukałam i zapytałam. A przy tym wszystkim szeroko się uśmiechałam. W rezultacie mam, czego chciałam. Pracuję do 27 grudnia, po czym jeszcze tego samego dnia wieczorem ruszamy w drogę! To już za dwa tygodnie, tak mało w porównaniu z pięcioma miesiącami, które spędziliśmy tu od czasu ostatniej wyprawy do Polski...
Wczoraj wieczorem czułam się jak w skowronkach. Świadomość powrotu do domu dodawała mi skrzydeł. Choć śmiem twierdzić, że w głównej mierze unosiły mnie skrzydła pewności siebie. Na co dzień bardzo mi jej brakuje, ale kiedy raz na jakiś czas uda mi się dopiąć swego, to serio dobrze na tym wychodzę. Nie tylko zewnętrznie ( pralka i dłuższy pobyt w Polsce), ale i wewnętrznie. Gdzieś w środku czuję, że asertywność to niezbędny element szczęśliwego życia. Ale, ale, żeby nie było! Jeszcze nie wszystkie sprawy, które mam na głowie, są ostatecznie rozwiązane;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz