Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

czwartek, 28 lutego 2013

Choroba, której leczyć nie chcę

,,Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej."
Ryszard Kapuściński
Włóczykij pochodzi z internetu

Mamy wolne na Święta. Jest opcja ( choć coraz bliżej jej ku czasowi przeszłemu: była) wyjazdu do Polski. Naprawić auto i inne takie...
Gdzieś po drodze narodziła się jednak myśl o wyjeździe. Obczailiśmy już bilety, teraz pozostaje mi wypełnić formularz z prośbą o wolne dla Maksia w szkole ( dwa dodatkowe dni, ale nauczycielka nie ma mocy prawnej, więc pismo idzie do dyrektora). Wychowawczyni już przy przekazywaniu mi formularza popatrzyła spod byka, oznajmiając: ,,Nie wiem, nie wiem. W tym roku już braliście wolne". Agresor mi się włączył i wypalił w drodze powrotnej do domu w postaci kilku niecenzuralnych słów (uff, jak to dobrze, że mnie tu nikt nie rozumie).
Nieważne prawo szkolne, nieważna cena biletu, nieważne, że wolnego tylko dziesięć dni.
Najważniejsze teraz to zakreślanie celów na mapie, czytanie relacji na dziko, informacje na stronie polskiej ambasady i przygotowania natury medycznej. Jej! Jechać i jechać!
Nie wiecie nawet jak trudne bywają wybory w życiu emigranta chorego na włóczykijstwo. Każde miejsce na świecie warte jest zobaczenia, a wolnego tak mało... Ojczyzna, rodzina i przyjaciele muszą poczekać (miejmy nadzieję, że to rozumieją).
Poza tym wygrzebałam ze starego komputera stare relacje z podróży. Znajdę jeszcze zdjęcia i zaśmiecę trochę dział podstron blogowych:)
Dotarło do mnie również, że najlepszym logistycznie rozwiązaniem jest podróż od razu dookoła świata. Rok przerwy w życiu i hop! Zawsze wydawało mi się to głupie, romantyczne i bardzo nieodpowiedzialne, ale w gruncie rzeczy najwięcej kosztują nas bilety na samolot, a tak to wszędzie jest bliżej i taniej. Wystarczy tylko mieć jakieś zaplecze finansowe i futurystyczne (mieć gdzie wrócić, przynajmniej w mglistych planach, bo mniemam, że z takiej włóczęgi niekoniecznie ma się ochotę wracać do tego, co było).
A życie i młodość przecież tylko jedna, czyż nie tak?
Oto, nad czym duma, zainfekowana po dziurki w nosie Włóczykijka.
( i proszę uprzejmie powstrzymać się od wybijania tych pięknych myśli z mej głowy)

4 komentarze:

  1. o jaaaa, fajny pomysł... a ja się już raczej na coś takiego nie zdobędę i trochę mi smutno... tym bardziej trzymam kciuku za Was!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie jestem pewna, czy się zdobędę. Może za rok, za dwa. A może wcale nie. Codzienne życie przygważdża bardzo silnie. Ale nie jestem w miejscu, które szkoda by mi było zostawiać. Tylko tak trudno podjąć decyzję kiedy to wszystko rzucić

      Usuń
  2. Dziś po raz pierwszy trafiłam na Twojego bloga i bardzo się cieszę! :)

    My to też podobny typ emigranta chorego na włóczykijstwo ... i póki Mała jeszcze do szkoły nie chodzi, to przymierzamy się do ... ale cicho sza! ;) To jeszcze tajemnica ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. witaj Domi! Dobrze wiedzieć, że są na tym świecie i inne mamy o podobnych marzeniach:) Z jednej strony brak ciężaru obowiązku szkolnego nad dzieckiem zachęca do wyjazdu, ale z drugiej przerażają te niezliczone ilości szczepionek i lekarstw konieczne przy wyjeździe gdzieś dalej...Mnie samej siebie było żal, gdy musiałam brać leki przeciw malarii, a teraz szykuje nam się wyjazd latem do kraju, w którym mój syn też będzie musiał się nimi szprycować;)

      Usuń