Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

poniedziałek, 25 lutego 2013

Krówka w butach ze słomą

Krówka, źródło:internet

 Cytat znaleziony na jednym z forum dla Polaków w Szwajcarii

,,Z edukacja moze nie byloby tak zle gdyby nie to ze Szwajcarzy to lenie i nie chce im sie ani uczyc ani pracowac. Jak kiedys slusznie napisal zalozyciel tego forum to kraj gwaltownie wzbogaconych rolnikow - pieniadze przyszly (a w zasadzie nie przyszly tylko je ukradli najpierw kopiujac niemieckie patenty a pozniej kradnac zydowskie i hitlerowskie zloto) ale sloma w butach zostala. Jesli chodzi o mentalnosc to sa tak samo falszywi jak Amerykanie ale przy tym zimni i jeszcze bardziej przekonani o swojej wyzszosci."

Cóż, mocne słowa. Jako emigrantka o ponad półtorarocznym stażu, pozwolę sobie ( a nikt mi przecież nie zabroni, ha!) się do nich odnieść. W zasadzie odnieść się do palącej sprawy ,,słomy w butach".
Kiedy przyjechałam do Szwajcarii, otaczający mnie ludzie wydawali mi się bardzo na poziomie. Wszak tak przepięknie mówili po francusku. Do dziś, powiedzmy sobie szczerze, nie jestem w stanie rozpoznać intelektualnego poziomu mojego rozmówcy, bo sama nie mówię jeszcze super- rewelacyjnie. To smutny fakt, z którym się borykam. Zdaję sobie sprawę, że i mnie inni postrzegają jako dość ograniczoną umysłowo ( no bo co mi z wiedzy, skoro nie umiem jej wyartykułować). To wszakże idzie ku lepszemu...
Mieszkamy na wsi. Na wsi, jak to na wsi, wszyscy lubią wiedzieć co tam u sąsiada, kto sobie wziął żonę z zagranicy ( zjawisko wybitnie popularne) i czy będzie jakiś nowy pogrzeb.
To, czego nie rozumiem, a co występuje u wszystkich znanych mi Szwajcarów, to troska o bezpieczną przyszłość. Obok niej, nazwijmy ją tak- wybitna wręcz ,,strictowatość". Musi być tak i tak, bo tak stanowi prawo, bo tak robią wszyscy, bo tak czynić trzeba. Sprawa z wolnym w szkole, kiedy za nieusprawiedliwioną nieobecność rodzice muszą płacić karę, niech świeci tu jako przykład. Ponadto panuje
( wbrew opinii przytoczonego członka forum) kult pracy. Jak ktoś się uczy od wczesnej młodości jednego tylko i wyłącznie zawodu, odrabia bezpłatne praktyki przez kilka miesięcy pięć razy w tygodniu i musi potem być pewien, że go przyjmą na stanowisko pracy, gdzie doczeka prawdopodobnie do emerytury i nie będzie kombinował z przydługimi wakacjami albo lewymi chorobowymi, to raczej nie możemy tego nazwać lenistwem. Być bezrobotnym lub na utrzymaniu pomocy społecznej, to dla nich wielka porażka.
O lekkim ograniczeniu może świadczyć przekonanie, że wszystko, co szwajcarskie równa się najlepsze. Do sklepów niemieckich tutaj ( tańszych aniżeli rodzime- Lidl i Aldi) wielu z nich woli się nie zapuszczać. System ubezpieczeń zdrowotnych jest najfantastyczniejszy w świecie, rząd i politycy również. Ba, to przecież też najpiękniejszy kraj pod słońcem!
Na wsi większość ludzi trudniła się rolnictwem, nic dziwnego, naokoło nas ciągną się hektary winnic, a i często jakaś krówka zamuczy przyjaźnie zza płotka podczas spaceru. Ale wieś polska kontra wieś szwajcarska wypada naprawdę cienko. Mieszkałam na wsi polskiej, wiem, co mówię. Na wsi polskiej waśnie trwają dekadami. Nie odzywa się matka, nie będzie odzywać się i córka, a nawet córka- córki. Jeden drugiemu by oczy wyłupał, o ile ten drugi nierozważnie kupi sobie całkiem ładny i zgrabny samochód. Wystarczy przejść się z chłopakiem pod rękę i pocałować w czółko na oczach zgrai sąsiadek, a historię o nieplanowanych dziesięciu ciążach pod rząd, ma się jak w banku. Gdy się jest w posiadaniu kawałka ziemi dziesięć na dziesięć centymetrów na spółkę z sąsiadem, to będzie się sądzić o niego dwadzieścia lat minimum, nie robiąc sobie nic z tego, że wkrótce ów kawałek zapadnie się do pobliskiego strumyka, gdzie wszyscy jak jeden mąż spuszczają swoje szamba.
Hej, hej, bo zaraz to mnie zacytują na forum dla Polaków w Polsce i będą cytować, opluwając każdą literkę powyższego manifestu.
Prości, rolniczy Szwajcarzy w mojej wiosce, to sympatyczne stworzenia. Kiedy idę na spacer, każdy z nich uśmiecha się do mnie i mówi ,,dzień dobry". Mając ze sobą dziecko, moje szanse na dłuższą pogawędkę z kimś zupełnie nieznajomym, wzrastają o pięćdziesiąt procent. Życie płynie tu sobie na luziku. Nikt nie pogania w kasie w sklepie, ani na poczcie. Gdy wyciągnąć rękę w górę, zatrzyma się na pewno pierwszy z nadjeżdżających samochodów. Policję widać tylko przy okazji festynów, gdy cię grzecznie kieruję na objazd. Jak jest impreza ( środek weekendu wydaje się tu ich wzmożonym czasem), to jest tez trochę głośniej, ale nikt nie robi bydła i rankiem okolica wraca bezboleśnie do stanu sprzed. Nie ma przed kim uciekać, ani kogo się bać. Przez pierwsze osiem miesięcy mieliśmy to dom bez zamków, na serio! Możesz iść późnym wieczorem w gęste winnice i jedynymi istotami, jakie ryzykujesz spotkać, są biegacze i rowerzyści. Ludzie ze wsi nie stronią od wina, ale nie ma nigdy chamowni i udowadniania który zakątek wsi górą. Poza tym, kiedy już wdasz się w pogawędkę i okaże się, że jesteś z Polski, to powiedzą ci wiele na temat twojego kraju, kto wie, czy nie okaże się, że więcej, niż sam wiedziałeś. A ponadto pochwalą twój francuski:)
I wierzcie, bądź nie, to, co Szwajcarzy wiedzą o Polsce, to dużo więcej niż nasze o nich zdanie, że pławią się w ociekającym krwią żydowskim złocie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz