Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

wtorek, 19 lutego 2013

Konsumpcjonistka i minimalista

No i bach. Pierwszy raz na blogu zaprowadzam temat finansowy. Wzięło mnie po przypadkowym przeczytaniu tego:
Poszedłszy za ciosem, obejrzeniu tego:

Dalej, oczywiście doszłam do bloga kobiety- minimalistki, ale się nie wgłębiłam jeszcze, bo gotuję gulasz z marchewkowymi kluskami, i muszę gara raz po raz doglądać.
Przyznać trzeba, że autor strony o oszczędzaniu, ma asa w rękawie. Wielu z nas chciałoby posiąść magiczną umiejętność oszczędzania, tyle, że chyba raczej po to, by móc potem więcej wydać(?) No, bo kto nie umie oszczędzać, jeśli przedstawiciele modnego dziś konsumpcjonizmu? Żeby zacząć oszczędzać, należałoby więc zmienić sposób myślenia i iść śladem tych szalonych minimalistów. Mission impossible. Wiem, o czym mówię, jako typowa wszak konsumpcjonistka.
Wierzcie, lub nie, ale nasze gospodarstwo domowe funkcjonuje z połączenia dwóch zupełnie przeciwnych trendów w dzisiejszym świecie. Ja, jak już wspomniałam, należę do konsumpcjonistów. Mój mąż tymczasem to wybitny minimalista. Nie wiem jak to się stało, że to się jeszcze nie posypało? Owszem, czasem zdarzają się między nami zgrzyty i wiele spraw wymaga kompromisu, ale póki co nie cierpimy tak bardzo na tym niedopasowaniu finansowym. Może jego krach to tylko kwestia czasu? Może trzeba będzie, po krwawych bitwach, przejść na stronę przeciwnika?
Niektóre z wypowiedzi pani minimalistki z linka numer dwa, są bardzo kuszące. Z tę szafą na przykład. U mnie zawsze jest bajzel, sprzątam i układam dość regularnie, a potem znów misz masz. Z tym, że nie winiłabym za stan ów konsumpcjonizmu, lecz zwykłe bałaganiarstwo. Dodam przy okazji, że nigdy nie prasuję ciuchów po wyjęciu z pralki, ale zawsze dopiero przed włożeniem ich, najczęściej o poranku przed pracą/przedszkolem. Ale moja szafa to jeszcze nic, gdy się ja porówna z szafą mojego syna! Są tam ciuchy za duże i w sam raz, nie mam pojęcia ile par spodni, koszulek, swetrów, bluz, piżam, kurtek i bielizny. Zmieniam je mu codziennie, gdy idzie do szkoły to dwa razy dziennie, a potem zwykle wszystkie lądują w koszu z brudnym praniem. To samo dotyczy zabawek, gier, książek, flamastrów i kredek. Wszystkiego jest za dużo i wciąż nie możemy utrzymać tego w porządku. Także tu by się może i ciut minimalizmu przydało, ale żeby tak od razu na całość?
A mój mąż...Wiecie, gdy się ogląda tych ludzi w telewizji, to wydają się może ciut oryginalni, ale z mocnymi charakterami i poglądami. On ie podpisuje się pod filozofią minimalistów ( założę się, że pewnie niewiele o niej wie) ale wyznaje dokładnie te same przekonania. Ząb w ząb. Mam minimalistę u boku a nie mogę dać się mu pociągnąć. Dla niego nie istnieją zakupy jako sposób poprawy sobie humoru, co ja często gęsto praktykuję. On ma niewiele rzeczy, serio, tylko to, czego używa. Mało kosmetyków, mało ciuchów. W związku z tym jego część szafy jest dużo bardziej schludna. Jest totalnym przeciwnikiem kredytów. Potrafi oszczędzać i w związku z tę jego umiejętnością stać nas potem na podróże. Nie wydaje kasy na żadne rzeczy, których potem nie będzie używał, nie wyobrażam sobie, aby miał kupić drogi telewizor ( na marginesie, to nie oglądamy telewizji, więc to nie miałoby sensu), albo komórkę. Za to auto, owszem, miał jedno marzenie i sobie je ziścił, deskę snowbordową, rower, łyżwy i takie tam różne sprzęty kupuje, ale potem nigdy nie siedzą zakurzone. No i może wydać krocie na różne atrakcje; kolejka górska, lot widokowym samolotem, skok na spadochronie...
Mój mąż w swej rodzinie, w której, jak w większości społeczeństwa, rządzą konsumpcjoniści, ma opinię zwykłego sknery. Ja również, jako przedstawiciel podgatunku tych, który kasa niezbyt się trzyma, często w chwilach kryzysowych, takim go nazywam...
Jednym z naszych kompromisów jest wolna kasa, którą mamy co miesiąc na lekkie wydatki. Do tego, co kupimy, druga strona nie ma prawa wściubiać nosa. Resztę oszczędzamy i idzie to całkiem szybko i sprawnie ( choć wiem już, że wysokość zarobków niekoniecznie wpływa na ilość oszczędności). Póki co system się kręci. Ja delikatnie przeforsowuję moje sławne :,,Zarabiam, to mam prawo i poszaleć", a on stara się mnie przekonać, że i kobieta może stać się minimalistką.
Tymczasem...czytam, chłonę- bunt się we mnie rodzi niemiłosierny. Chciałoby się zmieścić w jednej walizce, nie musieć już nigdy znosić tej okropnej nieskończoności przeprowadzki, żyć w większej wolności. Ale czy to nie sztuczny ascetyzm, jakaś chora przesada i rozwiązanie, od którego ekstremalności aż mdli... W każdym razie postanowiłam przewietrzyć nieco pokój Maksia, i nie kupować w miejsce wywalonych gratów/ ciuchów niczego nowego.  A może istnieje złoty środek? Oby. Założę się, że każda ludzka istota, w swej śmiesznej nieraz nieomylności, jest święcie przekonana, że właśnie ona go reprezentuje;P

6 komentarzy:

  1. Ciekawe to. zwłaszcza jak opisałaś podejście Mariusza, też bym ta chciała ;) Sknerą nie jest, skoro potrafi wydać na szaleństwa ;)
    niestety dla mnie temat wyzbywania się nadmiaru rzeczy jest dość trudny. bo nawet ja wiem, że mam za dużo, to jestem przywiązana do rzeczy. możliwe, że w jaimś sensie to ogranicza moją wolność :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm. A ja bym tak nie chciała, jak on. Dla niego każda nowa rzecz jest z gruntu czymś negatywnym. To znaczy taka, której zastosowania on nie widzi. Kwestie dekoracji domu i moje o to starania są zbędne ( czasem, bo też różnie z tym bywa). Ja też, niby mnie wkurza ten nadmiar w szafie Maksia, ale z drugiej strony mu dokupuję często coś nowego, bo chcę, żeby ładnie wyglądał:) To cieszy oko ( fakt faktem, że tylko moje, lub innych matek). Uciecha z pierdołek, wielu kompletów naczyń, ładnych obrazków, kolorowych ciuchów, w których się wychodzi raz na rok lub jeszcze rzadziej jest przecież tak dogłębnie kobieca. No nie? Ale przez to, że wmawia nam się, iż zakupy i lekkie wydawanie pieniędzy jest domeną naszej płci, zaczęłam się nad tym głębiej zastanawiać. Czy to odczucie naprawdę jest MOJE czy też tylko przyjęłam je za swoje w styczności z konsumpcjonistyczną propagandą? Rozważania przywiodły mnie do punktu, w którym jestem i zobaczymy, gdzie powiodą dalej...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja wyznaję racjonalny minimalizm, czyli nie otaczam się rzeczami zbędnymi. Staram się oszczędzać, ale nie na rzeczach najważniejszych.

    Myślę, że to właśnie jest ten "złoty środek" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Tylko, że rzeczy ,,zbędne" oraz rzeczy ,,najważniejsze" dla każdego będą oznaczały coś innego. Mam wrażenie, że nawet skrajny sknerus oraz wielki rozrzutnik będą postrzegać samych siebie jako tych tkwiących w ,,złotym środku"(przecież każdy z nas zna takie przypadki)

      Usuń
  4. Hej :) To trochę nie w temacie, ale dobrze poczytać, co u Was Natalko :) Pozdrowień z Krakowa moc :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Aniu:) Trochę czasu mi zajęło, żeby rozszyfrować kto to taki śle pozdrowienia z Krakowa:)

      Usuń