Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

poniedziałek, 24 września 2012

Weekendzik

Dziś za oknem słota, która ma potrwać cały tydzień, ale za to jaki fantastyczny był miniony weekend! Mieliśmy go w całości dla siebie, w planach noc w górskiej chatce, no i szóstą rocznicę ślubu w niedzielę, która znów nadeszła nie wiadomo kiedy...Różne plany imprezowe snułam sobie wcześniej, wygrał jednak ten zakładający pobyt na łonie natury. Tymczasem sobotni poranek bynajmniej nie zachęcał do wyściubiania nosów za drzwi. Zwlekliśmy się z łóżek późnym rankiem, po czym pojechaliśmy do szefa od winogron, który obiecał mi pracę dla szwagra, a potem zapadł się pod ziemię, nie odpowiadając na maila i telefony. Pisałam już kiedyś, że nie lubię sytuacji, w których trzeba coś wziąć w swoje ręce i doprowadzić sprawę do końca, narażając przy tym na szwank jakość dotychczasowych relacji. W Szwajcarii tak się nie robi. Nie jeździ się do ludzi bez uprzedzenia. Nie dzwoni się namolni po kilkanaście razy dziennie. Z drugiej strony musieliśmy wiedzieć na czym stoimy, toteż pojechaliśmy.
Szef otworzył i był mocno zdziwiony. Zaczął się tłumaczyć, że nie wiem do końca jak będzie z tą pracą, że nie może mi zapewnić trzech tygodni jak przedtem, a jedynie tydzień.... Powiedziałam mu, że mógł mi to powiedzieć. Bez ogródek. Stwierdził, że się obawiał mojego obrażenia się;) Dziwny gość, nieprawdaż?
W końcu podpisał papiery i umówiliśmy się, że szwagier może przyjechać do pracy. Potem posiedzieliśmy u niego gadając o pierdołach ( Mariusz na końcu powiedział mi na ucho:, Dobra, kończmy już tę farsę i spadajmy stąd"), potem zaproponował mi świetlaną karierę agentki pośredniczącej w pracy ( jasne, od razu kupię sobie rewolwer i będę terrorem zmuszała szwajcarskich pracodawców do przyjmowania Polaków), a potem zmyliśmy się z deszczem na zakupy...
Po południu wyszło słońce. Wraz ze znajomymi , którzy mają syna ośmiolatka wyszliśmy w góry. Na miejsce dotarliśmy ok 19, zachwyceni faktem, że oprócz nas nikt nie postanowił tej nocy spać w darmowej chatce. Dzieci bawiły się w budowanie garaży i baz z drewna a myśmy siedzieli i  gadali do północy. Noc była przepiękna, a poranek po prostu upalny. O dziewiątej rano mogliśmy już paradować w podkoszulkach... Tak bardzo brakowało  mi górskiej ciszy i kontaktu z naturą... Napaliliśmy się wszyscy na poszukiwania innych schronisk lub na spanie pod namiotem następnym razem. Było po prostu przepięknie!
Do domu zeszliśmy wczesnym popołudniem, zjedliśmy pyszne serowe fondue a potem kolega pokazał nam drogę do ciepłych źródeł w dzikich jaskiniach... Końcem września wskoczyliśmy więc w stroje kąpielowe i chlup do wody. To miejsce jest super romantyczne; w jaskiniach nie widać prawie nic tu i ówdzie palą się świeczki, jest bardzo płytko, a jeśli ma się dobrą latarkę można nurkować i przepływać do kolejnych okrągłych grot pozostało nam na następny raz, bo latarki właśnie nie mieliśmy, a bez niej było trochę strasznie:)
Także piękny weekend za nami... Jutro zjeżdża do nas rodzinka: mama i brat Mariusza i, jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, nastawiam się na super spędzone razem chwile:) A Maksiu nie będzie musiał zrywać się na nogi wraz z pierwszymi kogutami przez kilka ładnych tygodni. Żyć nie umierać:)

1 komentarz:

  1. ale fajny weekend :) też planujemy się wybrać na łono natury, żebyśmy tylko wyzdrowieli!
    gratuluję szóstej rocznicy! czas leci :) ale Wy wyglądacie na młodych i zakochanych, czyli bez większych zmian :) pozdrawiamy Was serdecznie!

    OdpowiedzUsuń