Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

poniedziałek, 10 września 2012

Mój nie taki mały Maks

Od dwudziestego sierpnia Maksymilian chodzi do szkoły.
Jest w pierwszej klasie oddziału przedszkolnego, potem czeka go jeszcze druga, a za nią - nooo tak- podstawówka.
W klasie jest może szesnaścioro dzieci. Budynek szkoły znajduje się raptem pięć minut drogi pieszo od naszego domu, ale idziemy do niej wzdłuż bardzo ruchliwej ulicy ( to duży mankament tych górskich wiosek, gdzie ciasno okalają drogę, a ludzie nie przeżyją bez kilku samochodów dla jednego gospodarstwa).
Skończyły się więc beztroskie czasy. System dosięgnął i nas. Cztery dni w tygodniu na dwie godziny dziennie- to nie tak dużo, ale gdy jest szkoła, o wypadzie na basen czy karmieniu kaczek, mogę raczej zapomnieć...
Maksymilian nie lubi szkoły. Choćbym nie wiem jak kolorowała jej przeznaczenie, nie lubi i już. Wyraża się jasno- chciałby chodzić do szkoły, gdzie uczą po polsku. Kuleje z językiem, więc rozumiem go doskonale... W jego wieku nie ma się jeszcze ambicji, żeby znać wszystkie języki świata. On przede wszystkim chce sam zostać zrozumiany...
Daję mu więc prawo nie lubienia szkoły. Wychodzimy z domu ociągając się, jeszcze przed wejściem ,,na lekcję" pyta mnie dziesięć razy, czy po niego przyjdę, i czy będzie to trwało tylko chwilkę...
Wszyscy wkoło powtarzają mi: ,,Zobaczysz, dobrze będzie. Dzieci uczą się szybko. Będzie mówił lepiej niż ty..."itp. I wiem to. A mimo wszystko widzę, jak wiele stresu go to kosztuje....
Nasza droga do szkoły wygląda natomiast tak:
Obowiązkowy wodopój



I dumny uczeń pozuje, żeby pokazać babci, jak już wyrósł...Szkoła to ten duży różowy budynek w tle
Ach...I najważniejsze! Wraz z obowiązkiem szkolnym nasz syn nie może pozwolić sobie odtąd na żadne wagary. Żeby wyjechać z nim do Polski, musiałam słać pismo do dyrektora kilku oddziałów szkolnych, a ten uroczyście odpowiedział mi (pisemnie, z pieczątką!), że się zgadza, lecz po raz ostatni.... W tym roku mam jeszcze wciąż dwa tygodnie urlopu, Maks ma wolne końcem października, lecz szefowa nie zgodziła się na ten termin... No i zonk. Wygląda na to, że Mariusz z Maksiem wyjadą sobie gdzieś razem (męska podróż życia;), a ja sama - w innym terminie....
Ktoś chętny na babskie wakacje pod palemką, z dala od mężów i dzieci???:)

5 komentarzy:

  1. Fajnie, że Maks może nie lubić szkoły. Fajnie że może o tym mówić. Oby po trudnym początku było dobrze!!! A Wasza droga do szkoły super.
    I proszę nie kusić babskimi wyjazdami ;) Bo to brzmi kusząco ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem sama jak skonsumować te moje dwa tygodnie wakacje... Zostać w Szwajcarii i siedzieć w domu to brzmi jak koszmar(!)
    Rozmyślając ostatnio temat szkoły, zdałam sobie sprawę, że ja też jej bardzo nie lubiłam. Właściwie do ósmej klasy podstawówki. Uczyłam się super, ale byłam dość nieśmiała i mało przebojowa, a to się właśnie liczy w podstawówce... Serio miewałam nieraz takie sny, w których się nagle odnajduję w szkole...Okropne! Potem, w liceum i na studiach, było już spoko;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja to już sama nie wiem, czy lubiłam szkołę czy nie... pod pewnymi względami tak. ale towarzysko to ciężko mi się było odnaleźć ;)
      Ty nieśmiała? tego bieguna Twojej osobowości nie poznałam ;)

      Usuń
    2. Oj tak, baaardzo byłam nieśmiałym, cichym i grzecznym ( wszędzie oprócz domu) dzieckiem. Naprawdę! I ta nieśmiałość wychodzi ze mnie często do dzisiaj, gdy np mam zapytać o cenę noclegu na jakimś wyjeździe, albo o drogę... Zawsze wysyłam wtedy Mariusza:)

      Usuń