Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

sobota, 6 sierpnia 2011

Zbiory

     Gdy tylko poranne mgły spłyną na ziemię i doliny Valais zaczynają dosięgać pierwsze promienie słońca, rusza skrzypiąca, zardzewiała maszyna z wysuwanymi balkonami pełnymi ludzi. Jeden z nich, z czapką przekrzywioną na bakier, jest Francuzem. Wygląda na jakieś sześćdziesiąt pięć lat, choć ma pięćdziesiąt siedem; nie sposób jednak odgadnąć czy to wskutek ciężkiej pracy, jaką wykonuje od dwudziestu lat z hakiem, czy też braku żony. O tak, słyszałam niejeden już raz, że nieżonaci mężczyźni starzeją się przedwcześnie. Pierre, bo tak ma na imię, jest także byłym podróżnikiem, choć o tym zamiłowaniu nie wypada mówić w czasie przeszłym. Od dwudziestu lat z hakiem pracuje przy zbiorach, a potem jeździ po świecie. Świetnie dogaduje się po angielsku, zważywszy na fakt, że przecież jest Francuzem (!). Zna też biegle portugalski, o reszcie mi nie wiadomo, bo w pracy nie używa już żadnego innego. Wynajmuje dom pod Bordeaux wraz z ciężko chorym ojcem i boryka się z widmem ciążącej mu bezdomności. Choć przecież przez dwadzieścia lat z hakiem radził sobie z tym doskonale, okrążając pół świata bez prawa jazdy.
     Pierre jest szefem całej reszty; prowadzi maszynę i czasem zahaczy nią o niesforne gałęzie, tak że pozostali lecą na łeb na szyję. Jednakże nikt nie spadł jeszcze na poważnie. Lata doświadczenia robią swoje.
     W czerwonym kapeluszu i zawsze szczelnie pozapinana jedzie Lucia, na oko pięćdziesięcioletnia Portugalka, która pracuje wraz z Pierrem od dziewięciu lat. Porozumiewa się z innymi łamaną francuszczyzną, wiecznie ma dobry humor i jest dogłębnie pogodzona z własnym losem. Opowiada o zarobkach w Portugalii, o tym, że daleko tam tak jak do Polski, że podczas zbiorów zawsze chudnie, a po powrocie do kraju, przybiera na wadze. Jest jeszcze jedna Włoszka, rówieśnica Lucii, która często mówi do samej siebie, jednak z innymi rozmawia rzadko. I Rosa, Portugalka, której francuski wybija się znacznie na tle koleżanek po fachu. Rosa prowadzi traktor, w którym jednej soboty jechał nawet jej dwu i pół letni synek. Mieszka we Szwajcarii od jedenastu lat, ale wakacje nadal spędza w Portugalii, gdzie najniższa krajowa wynosi czterysta euro miesięcznie, choć ceny żywności znacznie przewyższają te polskie.
     Jest i Pedro, młody chłopak z Portugalii, który gra u siebie w bandzie na gitarze, a w czasie pracy puszcza ze swego telefonu świetne kawałki w rytmie latino, rodem z Brazylii. Pedro nie mówi prawie w ogóle po francusku, za to chętnie uczy innych portugalskiego. Podobnie jak Lucia, jest zawsze uśmiechnięty.
     Oprócz nich wszystkich jest jeszcze dwójka Polaków z lubelskich wsi. Kiedy zdarza im się zejść na temat polskiej niedoli, aż ciary przechodzą przez plecy.
Pocieszamy się nawzajem, że pomimo trudu i potu, wielu jest takich, co chciałoby być tu, gdzie my.
I tak mija dzień za dniem na zbiorach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz