Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

czwartek, 16 stycznia 2014

Chiampions League

Rysunek Maksia z wczoraj, po prawej przerysowana podkładka pod herbatę:)

Bywa, że patrząc na mojego syna, zakładam okulary sukcesoprzyszłościowe i niczym kulkę z plasteliny, chcę go ulepić jak należy, a potem wrzucić do kołowrotka napędzającego życiową pomyślność.

Służą po temu niewinnie wyglądające kompetencje dla dzieci w każdym wieku, bilanse pediatryczne, wykresy, sprawności psychomotoryczne i językowe...

Wystarczy, że idzie mu nieźle w jednym tam punkciku, a ja już z dumą, ach z jaką dumą, zakładam, że będzie geniuszem, powali nauczycielkę na łopatki swą wiedzą, a potem pójdzie w tym kierunku i ...no...zostanie KIMŚ!!!

Tam zaś, gdzie nie dociąga, mam ochotę zorganizować szybki kurs nadrabiający, ze mną w roli mentora...

Za przykład niech służą nasze zadania domowe, raz się zapaliwszy, odrabiamy je do dzisiaj, bo JA CHCĘ, aby miał to już opanowane. Szybciej, szybciej, szybciej...I się nie cieszę, gdy mylą mu się litery i bazgrze jak kura pazurem...

Tymczasem dotarło do mnie, że przecież i tak się wszystkiego nauczy...Pisania, czytania, liczenia, długości i szerokości geograficznych.

A moim zadaniem, jako MAMY jest kochać go, takim jakim jest. I nie jest to wcale zadanie oczywiste.
Jasne, miłość rodzicielska ślepą i bezwarunkową jest, przecież to się wie (albo i nie?), ale czy oby na pewno umiem dostrzec w moim dziecku niepowtarzalność i obdarzyć go akceptacją?

Ostatnio modlimy się w trójkę po kolei dziękując, prosząc i przepraszając w nawiązaniu do minionego dnia i wtedy Maks gada i gada...Czasem nie na temat, czasem naprawdę długo, ale nie przerywamy mu i nie podpowiadamy i mam wrażenie, że wtedy właśnie czuje się akceptowany...Wysłuchany i zrozumiany...I właściwie na tym powinno się chyba opierać nasze rodzicielstwo. Tylko tyle, czy aż tyle???

Dopiero, gdy dam mu czas i posłucham co ma do powiedzenia, bez poprawiania jego polszczyzny ( och tak, robię to nagminnie, także w stosunku do Mariusza), bez podsuwania tematów ( ,,a może wymieniłbyś mi pory roku i policzył do stu?) i zajęć ( ,,twoje literki z brzuszkiem są nie do odczytania, choć, zrobisz se trochę szlaczków"), dopiero wtedy odsłania się przede mną wspaniały dziecięcy świat...

Maksiu: Jak byłem z tatą w Afryce, to widziałem pytona, ale się go nie bałem...Taki pan wziął go na szyję i nic mu się nie stało i można było go dotykać...
Ja: A bałeś się jakiegoś innego węża?
Maksiu: No...Kobry. Bo jak cię ugryzie kobra, to żyjesz tylko dwie bajki i potem umierasz.
Ja:Aaa, to zależy jeszcze jakie bajki...
Maksiu:Dwa Kubusie Puchatki z youtuba....

...świat, gdzie nawet czas mierzy się inaczej...

I tak sobie myślę, gdyby on nie był taki, jaki jest, ale...mniej zdolny, mniej ruchliwy, bardziej nieśmiały, to czy kochałabym go mimo wszystko?
Wydaje mi się, że przez pryzmat życia zgodnie ze scenariuszem ,,życiowej kariery" tracimy z oczu człowieka jako takiego... Począwszy od własnego dziecka, skończywszy na spojrzeniu na zamiatacza ulic, gospodynię domową i bezdomnego.

Chodzi za mną ochota na przeczytanie ,,Twojego kompetentnego dziecka", gdzie może znajdę odpowiedź na nurtujące mnie wątpliwości...

Czuję  podskórnie, że to, do czego zostaliśmy powołani, jest już w nas, i wcale nie trzeba wiele się wysilać, aby to odnaleźć...

4 komentarze:

  1. Właśnie czytam tę książkę.. ale chyba nie trzeba jej czytać (choć warto!=)), by zrozumieć, co jest najpiękniejsze w naszych dzieciach... Właśnie to, że stanowią wartość, bo po prostu są, że niezależnie od wszystkiego zasługują na miłość. I że fajnie by było, by wiedziały, że są kochane bezwarunkowo, na zawsze i pomimo wszystko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz:) Prędzej czy później ją przeczytam (chciałam ściągnąć w e-booku, wczoraj zaledwie nauczyłam się korzystać z maszyny, którą się je obsługuje), póki co widziałam tylko wstęp... Ta miłość, o której piszesz ( bezwarunkowa i pomimo wszystko) jest trudna do wykonania w praktyce... Bo gdzieś w tym wszystkim są jeszcze emocje ( mam wrażenie, że zdenerwowana z jakiegoś tam powodu po prostu nie umiem akceptować równie mocno, jak wówczas, gdy coś idzie po mojej myśli). Poza tym są jeszcze inni, jak lustro w którym odbijamy się my sami- ci inni właśnie najczęściej wymagają pewnych umiejętności od naszych dzieci i my, jako rodzice, chyba boimy się co będzie, jeśli zostaną w tyle? W tyle z rozwojem ruchowym czy intelektualnym...czy wówczas bezwarunkowa miłość nie skapituluje?

      Usuń
  2. Ja myślę, że w głębi serca każda mama kocha bezwarunkowo... Szkoda tylko, że wielu rodzicom wpojono lęk przed okazywaniem miłości... Znam mnóstwo osób, które dorosły w przekonaniu, że na miłość trzeba ciągle zasługiwać. Również na miłość Tego w Górze =).
    Jako mama chciałabym, żeby moje dziecko było oczytane, bystre, dowcipne... Nie mam nic przeciwko karierze profesora czy lekarza.. Ale jeśli moja córka zechce po prostu zostać fryzjerką, będę kochać ją tak samo mocno. Czyż nie? =)

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie...Mam nadzieję, że bez względu na to, kim zostanie i którymi drogami pójdzie moje dziecko, będę nadal je kochać. Ale przecież ,,tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono", więc trzeba będzie mi się jeszcze przekonać...
    Z tym, że jeśli już teraz (przykład z dziś), tak trudno znieść mi jego odmienne zdanie nt aktywnego spędzania wolnego weekendu;p, to co dopiero kiedyś, gdy będzie mowa o wyborze studiów...Na szczęście to jeszcze daleko:)

    OdpowiedzUsuń