Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

czwartek, 16 lutego 2012

Wziąć się za siebie czas!

...Ale jak, skoro tak bardzo się nie chce?
Przyznam w sekrecie, że marnotrawię swój czas okrutnie. Czwarty dzień z rzędu siedzę w domu i nawet nie za bardzo ciągnie mnie na spacer. Ćwiczenia i wieczorne bieganie odeszły w siną dal, za to niezwykłymi przywilejami cieszy się popołudniowa czekolada i wieczorne chipsy do filmu. Przypuszczam, że za niedługo będę się bić w piersi i rehabilitować, o ile tylko przyjdzie mi motywacja do zmiany tego paskudnego trybu życia:) Bo żeby ją wykrzesać gdzieś z głębin siebie- nie ma szans.
Inna sprawa, że przydałoby mi się również więcej motywacji w kwestii nauki języka. Podziwiam ludzi, którzy są w stanie uczyć się sami, a takich też już w życiu spotkałam. Nade mną musi stać mentor, zadawać prace do domu, odpytywać z odmian czasowników, wskazywać tematy, o których możemy pokonwersować, trzymać mnie w ryzach. Jak nie ma nikogo takiego, to mi się nie chce. Zapału wystarcza na kilka dni, a potem baj baj kursiku:) Nie motywuje mnie znajomość języka sama w sobie.
Odkąd przybyłam do Szwajcarii, słyszę właściwie same superlatywy w kwestii mojej francuszczyzny. I to bardzo, ale to bardzo cofa mnie w rozwoju. Gdy ktoś mówi mi, że jak na kilka miesięcy radzę sobie całkiem  całkiem, zasiadam na laurach własnej próżności i macham ręką na mrugająca z monitora lekcję do ,,przerobienia". Jednak ostatnio pewna koleżanka z pracy dowiedziawszy się, że moja mama uczy francuskiego, zapytała z niedowierzaniem: ,,I ty mówisz TYLKO na tym poziomie?". Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po usłyszeniu tegoż ,,komplementu" było natychmiastowe nadrobienie zaległości w moim programie do nauki, i przerobienie sporej części nowego materiału. Ale po tygodniu zapał osłabł i porzuciłam naukę...
Ostatnio natrafiłam w pracy na kobitkę, która uczy się angielskiego przez internet. Po krótkiej rozmowie, podczas której zdążyłam ponarzekać na słabą zdolność wzbudzania motywacji w kursach autoedukacyjnych, przekonała mnie ona, by kliknąć sobie w jedną stronkę i spróbować. Ot i cała historia mojego wciągnięcia się w naukę, które wydawać się może istnym cudem:)
Budzę się rano i myślę czegóż by nowego dziś spróbować, jeśli idzie o kurs. Dla zaciekawionych tematem wklejam link:

A obok mnie, mały potomek, przyswaja sobie język w sposób całkiem naturalny, w jego formie potocznej i niezbyt ,,poprawnej politycznie":) ( Potrafi już na przykład nieźle dopiec dzieciakom, gdy dokuczają sobie nawzajem, nazywając je na przykład: ,,sraczką"...) I przy okazji oszczędzone jest mu zamartwianie się skąd wyczarować niezbędną motywację;)

3 komentarze:

  1. O, trochę się tu zmieniło ;) Ten problem z brakiem motywacji... hmmm nie jest mi obcy. Też muszę szukać sprytnych sposobów, by wykrzesać z siebie "coś więcej" ;) Ale może to zima tak na Ciebie działa... w połączeniu z przemyśleniami z poprzednich postów. Jak się nie do końca jest pewnym, czy to miejsce ma sens, na jak długo, itd... to odbiera motywację.
    Buziaki dla Was!
    Fajny ten Wasz Maks :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmiany na blogu to właśnie owoc nieróbstwa mojego czterodniowego:) A co do ogólnego mojego nastroju, nie obwiniałabym tu zimy. Zwłaszcza, że niektóre wnioski, do których doszłam, napawają mnie optymizmem. I chyba radośniej mi się żyje, niż na przykład wczesną jesienią:) Niby fakt, że nie chcemy długo tu zostać, może odbierać chęć do nauki, ale język wszak przydać się może wszędzie, więc chciałabym pałać bezinteresowną chęcią przyswojenia go, jak to robią niektóre samouki, które nie ruszają się nawet z własnego kraju:) Ale motywuje mnie to, że koleżanki już zauważyły postępy oraz brawa nagrane w komputerowym programie, gdy zrobi się bezbłędnie jedno z ćwiczeń ( hehe)

      Usuń
    2. To szybkie postępy zrobiłaś ;) Gratulkuję i życzę zapału do dalszej nauki! Moja motywacja do języków obcych upadła po urodzeniu Jerza... i jeszcze nie wstała ;) chociaż powoli zaczynam czuć, że czas coś ze sobą robić ;)

      Usuń