Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

poniedziałek, 3 lutego 2014

Co mi nie gra w Szwajcarii

No to dziś będzie subiektywnie.
O tym, dlaczego nie mogę zostać w Szwajcarii do końca życia;P
Właściwie to nie lubię poruszać tego tematu, bo ile razy próbuję, moi znajomi wywalają kontrargumenty z rękawa i wychodzi jak byk, że ten kraj to raj do życia....
Że jego wspaniałe funkcjonowanie okupione jest pewnymi wyrzeczeniami, a tym należy się podporządkować, aby lepiej się żyło. Kółko się zamyka. Bez wyjścia. Bez możliwości małego bunciku. Bez tlenu dla myślących inaczej...

Szwajcaria to kraj emigrantów. W roku 2010 stanowili oni 23% populacji. Tymczasem wychodząc na ulicę mojej małej wioski, widzę przy drodze wielki billboard z napisem:

,,Nadmiar szkodzi Szwajcarii- zatrzymać masową imigrację"
 Tu i ówdzie wisi też coś takiego:


Być może to tylko ,show" jednej z partii (nie wszystkie są za..), ale przechodząc obok plakatu, i będąc jednocześnie imigrantką, czuję się nieco...nieswojo...
W jednym z artykułów przeczytałam, że to  nikt inny jak imigranci winni są nadmiernemu zagospodarowaniu przestrzeni, wzrostowi cen mieszkań, zakorkowanym ulicom i środkom transportu, bezrobociu ( które w grudniu 2013 roku osiągnęło zawrotne 3,5%).

Jakiś czas temu w telewizji leciał reportaż. Nie widziałam osobiście (nie mam telewizora z wyboru), ale koleżanka streściła mi, że sytuacja opisywała dyskryminację na rynku pracy. Było sobie trzech gości: Szwajcar, o szwajcarskim nazwisku, Szwajcar, o innych korzeniach (urodzony tu, obywatelstwo tutejsze, rodzice z innej części świata), i nie-Szwajcar. Postulowali na jakieś wyższe stanowisko- wszyscy skończyli te same kierunki studiów (z czego tylko trzeci- za granicą), mieli to samo doświadczenie, kompetencje...
Dyrekcja skontaktowała się jedynie z pierwszym, od razu odsyłając odpowiedzi odmowne dwóm pozostałym...

Z mojego dialogu z szefową:
- Odkąd mój syn chodzi do szkoły, nie mogę dostać wolnego dla niego, pomimo, że ma niecałe 5 lat i właściwie tylko się tam bawią.
-No wiesz, Natalia, u nas tak jest i trzeba się dostosować, a jak ci się nie podoba, to wracaj do Polski...

W ,,winiarnii" za rogiem, rozmowa z jednym podstarzałym tutejszym facetem;
-No, proszę jacy my jesteśmy otwarci. Przyjechaliście z Polski i pracę dobrą macie, dziecko w szkole, żyjecie jak u siebie...
-Owszem, pracę mamy, ale to nie łatwa praca. Nie każdy chciałby ją wykonywać. Zajmowanie się starszymi bywa ciężkim zajęciem.
- Ach, w takim razie możecie zawsze wrócić skąd przyjechaliście...
Bez ogródek odsyłają mnie do domu:)
Wczoraj jedna z babć:
- Natalia, popchaj proszę moją koleżankę na wózku, żebyśmy mogły zagrać w karty... Bo wiesz, jak nie, to cię do Polski wyślemy (pół żartem-pół serio)
-Lizette, co tam do Polski mnie będziesz wysyłać. Wyślij od razu do Ameryki Południowej. Przynajmniej będziesz mieć pewność, że nie wrócę:)

W kantonie Valais, gdzie mieszkamy, ognisko uprzedzeń skupia się wokół jednej grupy emigrantów:wokół Portugalczyków.
A mnie po cichu marzy się społeczeństwo, gdzie to, skąd jesteś nie gra aż tak zasadniczej roli. Być może jest ono zwykłą utopią, choć słyszałam, że gdzieś tam, za Oceanem, możesz zostawić cisnący kostium  pochodzenia i zaprzyjaźniać się z ludźmi nie pytając o nie w pierwszej kolejności:)
Tymczasem w mojej pracy, wśród ludzi z całego świata, trzymam bliższe relacje jedynie z obcokrajowcami, od większości Szwajcarów dzieli mnie jakiś mur nie do pokonania. Nie do opisania, więc skończę w tym momencie...

Wyższe wykształcenie jest w Szwajcarii niezwykle cenione. Dyplomy z innych krajów UE są tu uznawane. A jednak, gdy zaczęłam starania o uznanie własnego, skończyło się na pisemnym potwierdzeniu, że owszem, mam tytuł magistra równoważny tutejszemu...i na tym zakończyło.

Wysłałam już wiele podań, wiele pięknych listów motywacyjnych, z dołączonym tłumaczeniem całego przebiegu studiów w Polsce i owym szwajcarskim papierkiem...wszystkie odpowiedzi, które znalazłam w pocztowej skrzynce były jednak odmowne. Nie zaproszono mnie ani na jedną rozmowę kwalifikacyjną, więc trzeci już rok pracuję jako opiekunka osób starszych...

Zastanawiałam się nad kontynuacją studiów tutaj, lub  nad przekwalifikowaniem się, ale czuję, że teraz nie na to czas. Powoli uświadamiam sobie, że należę do grona osób lubiących być w ruchu... I tenże ruch opisujących. Co z tego wyjdzie dalej, zobaczymy:)

W mojej pracy spędzam niemało czasu, kosztem świąt i weekendów. W czasie letnich wakacji nie mogę wziąć więcej niż dwa tygodnie urlopu z hakiem, co zwyczajnie nie wystarcza, aby choć ,,liznąć" nowe, dalekie kraje.

Perspektywa zmiany zawodu jest nieco zamazana, choć nie niemożliwa, lecz póki co ją sobie odpuszczam.

Jak widać jest to mój bardzo osobisty powód opuszczenia Szwajcarii...

Poza tym jest szkoła. Szkoła, z której tak ciężko Maksiowi urwać się choć na chwilkę. Dyrektor już mi zastrzegł (przy okazji około 2 tygodni wolnego, na które się zgodził w 2012 roku), że o dodatkowym wyjeździe mogę tylko pomarzyć. Nie i koniec. Bo były nadużycia ze strony obcokrajowców (jakże by inaczej). Znajome mamy nie widzą w jego postawie nic dziwnego. Wszak najlepiej już od najmłodszych lat (szkołę zaczynają, co prawda nieobowiązkowo, już czterolatki) wdrażać się w system posłuszeństwa. Łapać o co chodzi w pojęciu ,,obowiązkowość".

Dzieci, które skończą podstawówkę, powinny też już w zasadzie wiedzieć czym będą się parać w przyszłości. Spora ich liczba wybiera system nauki zawodu, który zaczyna się stażem, szukaniem placówki, gdzie będą pracować uczęszczając jednocześnie na zajęcia i w końcu podjęciem nauki. Do szkoły idą wtedy dwa razy w tygodniu, resztę czasu pracują.

W moim zakładzie pracy jest kilku takich pracujących uczniów. Zaczynali stażem w wieku około 15 lat, szkołę kończą mając lat 19,20. Przez trzy lata pracują trzy, cztery dni w tygodniu, przysługuje im bodajże 6 tygodni wakacji na rok, dwa dni idą na zajęcia, które ściśle dotyczą przedmiotów związanych z zawodem (np. u nas jest to asystent opieki i zdrowia publicznego). Inne dziedziny wiedzy czekają na swą kolej, o ile tylko młodym będzie się chciało siąść nad nimi i uczyć się samemu. W czasie, gdy ich mózgi są najbardziej chłonne, spędzają całe dnie na powtarzalnej pracy (wiem, co mówię, wszak sama pracuję tam już trzy lata!), popołudnia na sjestach, wieczory na nauce, lub na imprezach, za które potem słoną płacą pracując wycieńczeni do granic możliwości. No i zarabiają grosze! Dobrze, że choć obiady mają gratis...

Jednakże tutejsze mamy wydają się zadowolone, gdy ich pociechy wybierają szkoły zawodowe. Gospodarka nie doświadcza załamań, fach w ręku to duży atut, raz zdawszy egzamin zawodowy, człowiek może być nieomal pewien, że znajdując pracę, dotrwa w niej do emerytury.

Do collegu, czyli czegoś w stylu liceum, idą jedynie najzdolniejsi. Słyszałam niestety, że trzeba staczać bitwy, jeśli twoje dziecko i ty sam jesteście z zagranicy. Owszem, nie mam na to dowodów, bo wszystkie znajome twierdzą, że jeśli masz w domu zdolniachę z dobrymi stopniami, to nauczyciel nie ma tu nic do gadania i bez problemu może on kontynuować ścieżkę świetlanej kariery. Bez uprzedzeń ze względu na pochodzenie.

No i jeszcze system zdrowotny, na temat którego wyrażać się mogę jedynie z punktu widzenia zwykłego zjadacza chleba. Próbowałam podpytywać kolegów i koleżanki z pracy co o tym sądzą, lecz dla nich najwyraźniej jest dobrze, jak jest. Ba, wręcz najlepiej. Każdy mieszkający tu jest zobowiązany opłacać prywatne ubezpieczenie, w minimalnej wysokości ok 150 CHF za osobę dorosłą, przy tzw. franczyzie maksymalnej wynoszącej 2500 CHF. w praktyce oznacza to, że płacąc rocznie ok. 1800 CHF mojemu ubezpieczycielowi, idę do lekarza i cenę za wizyty nie przekraczającą 2500CHF w ciągu roku, płacę z własnej kieszeni. Dopiero po osiągnięciu tej sumy,  ubezpieczyciel łoży za mnie ( i tak pozostaje mi zapłacić 10% wartości, poza tym w cenę ubezpieczenia podstawowego nie wlicza się zupełnie opieka dentystyczna, no chyba, że wykupię dodatkową polisę).

W praktyce zjadacza chleba, do lekarza nie chodzę więc w ogóle, ponieważ...żal mi na to kasy. Zważywszy, że wizyta kosztuje lekko 100CHF, a z udzieloną pomocą różnie bywa. Mój mąż był tu u lekarza, który pomacał go, powiedział, że przejdzie, zapisał środki przeciwbólowe i za to skasował owe 100 CHF, potem pojechaliśmy do Polski i odtąd tam kontynuuje on leczenie. Owszem, prywatne, ale reakcja lekarki i zalecone przez nią badania, były dużo bardziej kompetentne.

W Szwajcarii istnieje tez problem z dostaniem się do lekarza pierwszego kontaktu, a w szpitalu, na pogotowiu, pewnego dnia, gdy mój syn nie mógł stanąć na nogę, spędziliśmy ładnych sześć godzin w oczekiwaniu na prześwietlenie...

Ponoć mało kto chodzi tu do dentysty, bo za drogo.

Owszem, mają tu również najlepsze kliniki pod słońcem, nie ma też mowy o traktowaniu pacjentów z góry, ale jak dla mnie najlepszym rozwiązaniem pozostaje nie chorować i tego póki co się trzymam:) ( o ile może to zależeć tylko i wyłącznie ode mnie).

W kwestii ubezpieczeń szerzej pojętych jest tutaj wielkie halo. Koleżanki wytrzeszczają oczy ze zdumienia, że nie ubezpieczyłam się jeszcze od odpowiedzialności cywilnej, od wypadków w górach, od nieszczęść, jakie mogą zdarzyć się w domu.. Dawniej istniało tu tez osobne ubezpieczenie od jazdy rowerem...

Ubezpieczeni z każdej strony, żyją więc planując swoją przyszłość od A do Z. Nie można nie pracować, bo nie dostanie się emerytury. Ta wszak i tak nie wystarczy, więc trzeba założyć ubezpieczenie na stare lata.
A gdy się zamarzy o własnym domu, bez kredytu jest on właściwie nieosiągalny (ceny są tu naprawdę horrendalne). Więc się go spłaca zazwyczaj dłużej niż trwa twoje ...życie. I takie są fakty.

Napisałam ten post z niemałą trudnością, bo ja tak mam, że nie lubię wpadać w tragiczno- narzekający ton i biadolić bez końca. Właściwie to, co postrzegam jako minus dla innych może być dużym plusem- ustabilizowanie, pewna przyszłość, ochrona własnych interesów...

Szwajcaria nie jest natomiast krajem skrojonym na miarę dla mnie. Nie chcę przez to powiedzieć, że mam egoistyczne wymagania, aby to otoczenie dopasowywało się do mych wymagań i podstawiało mi pod nos najlepsze kąski, jakich można tylko oczekiwać:) Nie.
Ja po prostu postanowiłam poszukać gdzie indziej. Albo inaczej:zrobić sobie przerwę w poszukiwaniach ustatkowanego życia.
Czując jednak niedosyt, jakąś lekką niesprawiedliwość, że tak tu wyjechałam z argumentami ,,przeciw" życiu w Szwajcarii, następnym razem obiecuję napisać o plusach tutejszej egzystencji:)




6 komentarzy:

  1. Dziekuje za subiektywny ranking kiepskich rzeczy w Szwajcarii. Nie miej prosze wyrzutow sumienia-napisalas to na moja wyrazna prosbe,ale rozumiem ze skoro z natury nie jestes maruda to bylo ci trudno tak wyliczac. Niemniej jednak brakowalo mi takiego opisu bez lukru. A o pozytywach tez chetnie poczytam dla rownowagi;-). Dzieki raz jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mieszkalam dawno temu w Szwajcarii / pracowalam w szpitalu kantonalnym jako laborantka we Fribourgu. Teraz mieszkam w Kanadzie. Piekny kraj. Kocham Szwajcarie. A ze jego mieszkancy nie chca cudzoziemcow - a niby dlaczego nie ? Czy Pani by byla zadowolona gdyby cudzoziemcy stanowili w Polsce 25%? Kocham ten kraj za porzadek, czystosc; za PRZEWIDYWALNOSC.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam:) Otóż, tak jak napisałam- dla każdego coś miłego:) Zgadzam się - Szwajcaria jest czysta i przewidywalna. Ale to nie są cechy, które liczą się najbardziej dla mnie osobiście;) Nie wiem co by było, gdyby w Polsce 25% stanowili emigranci, ale jestem przekonana, że Szwajcaria by bez nich nie wydoliła:) Pozdrawiam najserdeczniej,

      Usuń
  3. I co w tym dziwnego, że nie chcą obcych? To normalne
    Wyobraźcie sobie, że przyjeżdżacie do Szkocji i chcecie zobaczyć prawdziwego rudego Szkota w kilcie, który wita was na lotnisku, a tu zamiast prawdziwego Szkota stoi Murzyn w kilcie i krzyczy "Witamy w Szkocji"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Dobre:) Się mimowolnie uśmiałam:) Jakby na to nie patrzeć, smutna, acz realistyczna wizja przyszłej Europy potwierdza, że nas- białych- nie będzie już niestety dużo na tym kontynencie za 30, 50 lat... Módlmy się tylko, aby ,,czarni" mieli dla naszych potomków więcej miłosierdzia, niż my mieliśmy dla nich na kartach historii:) Pozdrawiam i zapraszam na nowego bloga: http://www.thetravelingtree.com.pl/#/blog, gdzie tyle co ukazały się dwa posty o Szwajcarii ( lecz więcej już nie będzie!)

      Usuń