Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

wtorek, 11 lutego 2014

Co lubię w szwajcarskim życiu

Post dla równowagi, tę wszak zachować trzeba. A nawet warto przechylić się w życiu na stronę pozytywów, przynajmniej ja taką wędrówkę o pochyłym nachyleniu preferuję:)
Zwłaszcza, kiedy jest się emigrantką z własnego, nieprzymuszonego wyboru...
To, co absolutnie najbardziej UWIELBIAM w Szwajcarii, to góry. Dostarczają zajęć w każdą porę roku i niemal każdą pogodę.
Według portali turystycznych, w Valais, gdzie mieszkamy, można liczyć na 300 słonecznych dni w roku (!) Gdy spaceruję sobie po korytarzach w domu starości, który usytuowany jest ciut wyżej niż nasz dom, często zatrzymuję się i patrzę z zachwytem na piękno Alp wokół nas. Jeśli wiecie co oznacza ,,zapierać dech w piersiach" to tego właśnie doświadczam. I to niezmiennie od niemal trzech lat. Nie da się tego piękna opisać, sfotografować, ba, nawet wchłonąć:) Zimą czysta biel okrywająca szczyty, latem ciemne burze przewalające się nad głowami, o każdej porze roku purpurowe zachody słońca...


Góry dały nam wspaniałą możliwość aktywnego spędzania czasu. Najczęściej po prostu się po nich włóczymy i to niezależnie od pory roku. Wybieramy paluchem szlak na mapie, wstajemy rano i jedziemy...W zasadzie o górskich wędrówkach ciężko napisać coś konstruktywnego, bo ci co nie chodzą nie rozumieją w czym rzecz, a ci, co owszem, chodzą, to już to wszystko przeżyli i poczuli na własnej skórze...i zachęcać ich przecież nie trzeba.
Dla mnie w każdym razie to cudowne zaspokojenie potrzeby odetchnięcia od hałasu terenów zamieszkanych przez ludzi. Uwielbiam wprost  patrzeć na przyrodę w miejscach, gdzie trudno o przetrwanie. Lubię posiedzieć i popatrzeć wokoło, gdy jestem już na szczycie. Albo...poleżeć:)
Obok wędrówek odkryliśmy dzięki naszemu pobytowi w Szwajcarii...sanki. W tym roku cienko ze śniegiem i nasza ulubiona trasa jest niestety zamknięta, ale i tak wypuściliśmy się już na kilka innych zjazdów (ostatnio w sobotę)... Mogłabym nawet rzec, że nasze kompetencje z roku na rok się udoskonalają i nawet ja, jako osoba najbardziej ostrożna (jeszcze rok temu bywało, że zsiadałam z sanek i ciągnęłam je za sobą drogą okrężną, omijającą trasę), jeżdżę już całkiem szybko i wprawnie. Poza tym ten kraj to raj dla narciarzy! I jak się okazuję i w tej dziedzinie sportu jest miejsce na naukę około 30-stki. Mariusz jeździ na snowboardzie zaledwie od roku, ale za to jak! A ja tej zimy przełamałam się wreszcie i wsiadłam na narty:) Nasza latorośl próbowała na jednym i drugim:)

Nie dalej jak dziś rano usłyszałam, że Polacy emigrujący do Anglii zaskoczeni byli uprzejmością tamtejszych mieszkańców. Z mojego punktu widzenia (mieszkałam trochę w Anglii i w Szkocji) Szwajcarzy są uprzejmi jeszcze bardziej:) To znaczy uprzejmi w urzędach, na poczcie, przez telefon. Nie prezentują swą postawą potocznie u nas (czyt. w Polsce) okazywanego poczucia wyższości. Policjant także będzie miły (do czasu!), szefowa w pracy i pani nauczycielka też ( i to wszystko również do czasu, o czym osobiście się już przekonałam).
Tak czy siak Szwajcarzy cenią sobie dobrą kuchnię, dobre spotkania, dobrą zabawę...Planują to wszystko wściekle na długo przed terminem, ale trzeba im przyznać, że imprezują sporo w tzw. lokalnym gronie ( klubie motorowców, wsi, gminie, ulicy, tego samego rocznika urodzin itp). Nie robiąc przy tym, jakże znanego z zakrapianych spotkań w naszej ojczyźnie, bydła.
Bo piją też sporo. Wina z tutejszych okolic.
To, dzięki czemu w Szwajcarii żyje się dobrze przeciętnemu obywatelowi, to w miarę sprawiedliwy podział dóbr. Pensja dyrektora nie będzie więc pięć dziesięciokrotnością zarobku sprzątaczki w tej samej firmie. A pracodawca nie będzie niemiłosiernie wykorzystywał swego pracownika ( że tak nawiążę do sceny z Polski: chłopak mojej siostry w pracy- coś nawaliło i dostawca spóźnił się dwie godziny z materiałem, więc chłopakom szef uciął potem z pensji ten dwie godziny...jak również koszty kupna farelki agregatu prądotwórczego i energii przezeń zużytej, o ile dobrze to wszystko zrozumiałam). Pod tym względem Szwajcaria mogłaby świecić przykładem dla innych krajów ( a kto wie czy mnie już nie oślepiła, tak że nawet dostrzegam czarnej strony mocy).
To właściwie dość zastanawiające, że taki mikroskopijny górzysty kraj potrafi ekonomicznie mocno trzymać się na nogach i zapewnić swoim obywatelom świetne wypłaty ( począwszy od tych najniższych). Polska ma w sobie z pewnością większy potencjał niż Szwajcaria, ale dlaczego nie wpływa on nijak na życie przeciętnego Kowalskiego, tego nie wiem (jak ktoś wie na pewno to proszę mnie uświadomić).
Do pozytywów można więc zaliczyć wysoki poziom życia, osiągalny dla osób o najniższych dochodach (oczywiście to wszystko w porównaniu do Polski), tzw spokój o przyszłość, umowy na czas nieokreślony, bezpłatne szkolnictwo (wow, już od 4. roku życia!), mnóstwo atrakcji w pakiecie pt ,,czas wolny" zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych, aktywny styl życia promowany przez rzesze tutejszych obywateli (emeryci w trakcie joggingu lub na wysokich przełęczach na rowerze to widok dość powszechny).

Tyle, że do mnie te ,,pozytywy" nie przemawiają. Co nie znaczy, że do innych też nie:)

Obok tego wszystkiego jest bezcenna możliwość poznania języka i liźnięcia kultury. To będzie dla mnie cenne w każdym kraju, w którym jeszcze się znajdę. Żadna szkoła w Polsce nie oferuje tak intensywnego kursu językowego, jaki jest wliczony gratis  w cenę życia na emigracji. Bo to język żywy, pełen skrótów i żargonu i non stop podlegający procesowi ewolucji. Moja siostra z Paryża, gdy tu do nas zawitała, była oczarowana jakże inaczej od Francuzów wysławiają się Szwajcarzy. ( jest miłośniczką badania tego języka, stąd to oczarowanie). Ale przecież...myśmy wszyscy powinni się właśnie tak oczarowywać, zamiast załamywać ( przyznam szczerze, że jeden raz znalazłam się na granicy tych dwóch przeciwnych uczuć, a było to wtedy, gdy wydawało mi się, że potrafię mówić po angielsku, a znalazłam się w Szkocji, ci co tam byli wiedzą o czym mówię). A teraz sobie myślę...że to była wspaniała okazja, żeby zacząć mówić po angielsku na szkocki sposób. W przyszłości chciałabym pobyć dłużej w kraju, gdzie mówi się po hiszpańsku, dokładnie z tego samego powodu. Cóż, ponoć najtrudniej nauczyć się pierwszych dwóch języków, a potem już idzie coraz lepiej (miejmy nadzieję:)

Na zakończenie przychodzi mi na myśl tylko jedno: aby się przekonać, czy warto czy też nie spróbować życia w Szwajcarii trzeba tu po prostu przyjechać i go...spróbować. Odkrywcze, prawda?:P Są tu tacy, co ten kraj uwielbiają, są tez i tacy, co by ciut w nim zmienili, a także i ci, którzy raczej go nie lubią.

Z punktu widzenia emigranta jeszcze ciężej, bo gdzieś tam przecież została ojczyzna, swojskie strony, w których dorastaliśmy i nawet gdy się odetnie drastycznie tę wiążącą pępowinę, to nie wierzę, aby coś tam jednak w sercu nie zostało. I wołało...

...Chociażby na parę dni w ciągu roku:)

4 komentarze:

  1. "...jak również koszty kupna farelki.." - to byl agregat pradotworczy:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurde, no kurde...To droższe chyba, co? Kala, wiesz, że pękłam tu ze śmiechu!

      Usuń
  2. :) Tak, agregat drozszy, dlatego tez uciecie z pensji bylo dotkliwsze. Jakby koszty farelki rozbic na wszystkich pracownikow to by nie bylo w relacji Lukasza z tego wydarzenia tyle goryczy ;)

    OdpowiedzUsuń