Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

poniedziałek, 30 września 2013

Wsiąść do pociągu...


Mam sentyment do pociągów. Pierwsze kolonie nad morzem, gdzie po całonocnej jeździe PKP wirował cały świat...I na Mazury, już w młodzieńczym wieku, kiedy z braku miejsc siedzieliśmy w korytarzu obok kibla, popalając papierosy. U nas, na Sądecczyźnie, robiliśmy sobie regularnie wycieczki na trasach Nowy Sącz, Piwniczna, Stary Sącz, Krynica, Tarnów...Wielu z naszych jeździło na gapę, dając się wywalać na najbliższej stacji...Piękne czasy, wolność we włosach, itp, itd, ale co tu począć, gdy się zamieszkało w jednym z krajów, gdzie pociągi są chyba najdroższe w kosmosie? Do Genewy (niecała stówa od nas) zapłacić trzeba coś koło 50 franków, do Berna prawie dwa razy tyle.
A jednak trafiło się i ślepej kurze ziarno! Nasza gmina zaoferowała bilety całodzienne za jedyne 40 CHF! Zaopatrzyliśmy się w nie na miesiąc przed planowanym wyjazdem, bo znikają jak świeże bułeczki, a jest ich dziennie jedynie trzy. Nasi znajomi z pobliskiej wioski uczynili to samo i tym oto sposobem w ubiegłą niedzielę, mogliśmy zacząć dzień śpiewając:
,,Wsiąść do pociągu...byle jakiego"
No, no...po co ten rozmach? 
Po pierwsze zrywaliśmy się na równe nogi wciąż w półśnie, bo pierwszy pociąg miał wyruszać o piątej dziesięć rano, więc...no cóż. Do śpiewania nikt szczególnie się nie kwapił. Na dworcu panował przyjemny chłód i przemykały chwiejnie niedobitki szaleństwa sobotniej nocy, które potem zaległy wszystkie fotele w środku pociągu... A my, żeby zadośćuczynić wszechobecnej ironii losu, przed szóstą otworzyliśmy butelkę białego wina na rozgrzanie:)

Po drugie, tak naprawdę, choć mogliśmy, to jednak nie wsiadaliśmy do pociągów ,,byle jakich", ale tych wyszukanych uprzednio przez Mariusza z iście ,,szwajcarską" precyzją...Jeden nadjeżdżał na stację, a drugi z niej odjeżdżał w czasie od czterech do dwudziestu pięciu minut. Nieźle, co? Tym sposobem spędziliśmy w pociągu okrągły dzień- wróciliśmy ostatnim po dwudziestej trzeciej. I, uwaga, uwaga! Żaden z naszych przesiadkowych pociągów nie miał spóźnienia! A zmienialiśmy je ponad dziesięć razy, by dotrzeć aż do kantonu Grisons, przez górskie przełęcze.
Pod koniec wycieczki byliśmy już nieco sfatygowani ( tylko my, bo dzieci wytrwale dawały czadu), ale kolejny dzień (tak zwanego powrotu do normalności) przebiegł nadzwyczaj sympatycznie...
Ponoć trasy kolejowe, które mieliśmy okazję odwiedzić, są otwarte także zimą. No to jeden z najbardziej mroźnych i zasypanych weekendów tej pory roku mamy już zaplanowany. koniecznie ze sporym zapasem grzańca:) ( tym razem, ze względów przyzwoitości nie wspomnę ile poszło nam butelek)...
Na zdrowie!
Dzieci nigdy się nie nudzą:)

4 komentarze:

  1. ale ładny pociąg :) świetne zdjęcia, komuś by sie to bardzo podobało :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Nawet wiem Komu:) A czy Wy już jechaliście POCIĄGIEM PRAWDZIWYM?

      Usuń
    2. A wyobraź sobie, że nie! Cały czas się wybieramy. Tylko zastanawiam się, czy samo patrzenie na pociągi nie jest na razie bardziej fascynujące niż jazda ;)

      Usuń
    3. Jazda to jednak jest coś! Synek siostry Mariusza ostatnio próbował po raz pierwszy (ma nieco ponad dwa latka) i siedział zahipnotyzowany całą drogę z Sącza do krynicy:) Z tym, że ten jest wielkim amatorem koparek więc trudno mi sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby wsiadł do jednej;)

      Usuń