Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

wtorek, 12 marca 2013

Czy to...wiosna?

Nono... Przedwczoraj nastąpiła uroczysta inauguracja miejsca posiadowego u góry ogródka. Śnieg się stopił doszczętnie. Stół pobrudził jak cholera. Inaugurowaliśmy wieczór w ciepłych ciuchach zimowych, Maks się stoczył niefortunnie zjeżdżając z małej zjeżdżalni ( po raz pierwszy po zimie), a ja myślałam jakiego koloru obrus trzeba by kupić na ten paskudy stół, żeby go jakoś udomowić. Mariusz planował drewniane schodki do ogrodu (już kilka razy omal sobie zębów nie wybiliśmy schodząc tamtędy po ciemku).
Naokoło nas majaczyły szczyty gór, wciąż zimowe i niedostępne, ale wiemy to już, że nie na długo... Czuć ciepło w powietrzu. Wiosna tuż za rogiem...
We czwartek zaś byłam na wycieczce firmowej, a potem na takiej samej (czyt.firmowej)kolacji. Pojechaliśmy do Anzere, górskiej miejscowości w pobliżu, znanej mi i mojej rodzinie z wypadów na sanki, na łyżwy i na stoki dla początkujących ( mój mąż doskonalił tu jazdę na snowboardzie). Tym razem poszliśmy na basen. Wyjście było grupowe ( było nas jakieś 20 osób, tyle samo spacerowało,a jeszcze inni szusowali na stoku). Basen okazał się luksusowym spa- mogliśmy iść na saunę, na jacuzzi na świeżym powietrzu, na kąpiel z bąbelkami. Przez przypadek trafiliśmy też na gimnastykę we wodzie i bardzo mi się spodobała, nie powiem! Potem mieliśmy obiad w restauracji położonej u kresu wyciągu narciarskiego (ponad 2300 m.n.p.m), a po powrocie do wioski i włożeniu czegoś szykownego, kolację w rosyjskim stylu ( każdego roku w firmie wymyślają jakiś inny nadrzędny motyw). Wytańczyłam się za wszystkie czasy, choć repertuaru nie znałam prawie wcale ( jakieś francuskie przeboje).
Weekend zaczął się średnio pod względem pogodowym, toteż wzięliśmy się za małe sprzątanie i uporządkowaliśmy garaż, taras i kotłownię. Poza tym przebiegłam się pobiłam mój rekord (30 minut bez przerwy!), wieczorem zaś po  raz pierwszy Mariusz i Maks zagrali w piłkę na boisku...
Pomalutku wyciągam lżejsze płaszcze i  kurtki, buty co siedziały dotychczas w ukryciu i tak wszyscy czekamy z nadzieją na wiosnę...
Co do dyplomu- nie mam odpowiedzi.
Co do wakacji- jedziemy do Polski, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło (odbywają się bowiem wtedy dwa podróżnicze festiwale, jeszcze nie wiem, na który się załapiemy), poza tym uzupełnię nieco moje braki w sprzęcie domowym, pochodzę po Beskidach i spędzę kilka nieprzespanych nocy w gronie znajomych i rodziny:)
W niedzielę ruszyliśmy się w góry- Mariusz pojechał na deskę, a my na spacer. Nawet tam, w okolicy nietopniejących lodowców, można już było poczuć zew wiosny. Leżeliśmy na śniegu wygrzewając się w słońcu. Maksiu zajęty zabawą w budowanie białego domu, a ja z termosem herbaty, szczęśliwa chyba po prostu ot tak sobie...
Nadal zazdroszczę niektórym tego, że wiedzą czego chcą, jeśli chodzi o życie w CH, ale może i mnie też kiedyś najdzie złota myśl i sprawa rozwiąże się sama(?) Póki co cieszę się małym szczęściem, widocznym tuż za oknem:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz