Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

czwartek, 12 kwietnia 2012

Jedna scena z życia...

Czekam w kolejce do kasy. Maks pałęta się pod nogami. Z prawej strony stoi czarna dziewczyna, przerzuca przez ramię kolejne ubrania, jakby je porządkując, obok niej również plącze się mały dzieciak.
Nie wiedząc w którą stronę zmierza ogon kolejki, stoimy obie na niewyjaśnionych pozycjach, i ona w ostateczności idzie pierwsza...
Moje wnętrzności kipią ze złości, bo: zerwałam się tego dnia w totalnym półśnie, żeby następnie zbudzić Maksa, i razem z Mariuszem zjechać samochodem do miasta na dół, bo czeka mnie męcząca droga do domu na piechotę, pod górę, jakaś bita godzina marszu, bo poranek naznaczony był buntem i płaczem mojego czterolatka, bo mam ciężką torebkę i ciężką reklamówkę wypełnioną tyle co nabytymi ciuchami....
A ona tak mi się wryła!!!

...A jednak nie odzywam się ani słówkiem, bo nie mam odwagi, a poza tym jestem przecież w kraju ludzi miłych i dobrze wychowanych;P

Dziewczyna wyciąga ubrania, jedno po drugim, sprzedawczyni wbija ceny w kalkulator, a potem pokazuje klientce sumę. Na co ta druga wyciąga z kieszeni podarty kawałek papieru; szybko można się zorientować, iż jest beneficjentką pomocy społecznej, i to owa pomoc sponsoruje jej zakupy...Potem pyta jeszcze: ,,For children? For children?"- sprzedawczyni łapie o co chodzi i odpowiada po francusku: ,,Ubrania dla dzieci ma pani na parterze, na dole" ( ten sklep to taki mega ciucholand, trzypiętrowy, z windą;P). Cała akcja trwa dosłownie moment, po czym nadchodzi moja kolej...
Ponieważ jestem biała, mówię po francusku i szeroko się uśmiecham, odczuwam, że sprzedawczyni darzy mnie dużo większą sympatią, aniżeli moją poprzedniczkę. Zawieramy niepisany pakt, przymierze na jedną sekundę naszego życia, jesteśmy tymi lepszymi, stoimy po jaśniejszej stronie, lepiej przystosowujemy się do społeczeństwa, a ja i moje dziecko jesteśmy z zupełnie innej bajki, bo płacimy za nasze rzeczy...
Po wzorcowo odegranej scence przy kasie, wychodzimy na zewnątrz, gdzie momentalnie dopada mnie dręcząca myśl: ,,Jakim prawem masz się za kogoś lepszego???"
Nie pierwszy raz zresztą łapię się na czymś takim, i za każdym razem ogarnia mnie obrzydzenie względem samej siebie. Jak tego dokonać, aby nie patrzeć na NIKOGO z góry? Tak bardzo bym tego chciała...
Wczoraj widziałam film. Starą komedie z lat osiemdziesiątych pod tytułem :,,Bogowie muszą być szaleni". Jej początek to scenka z życia dzikiego plemienia Buszmenów- czarnych, półnagich ludzi, którzy wiodą proste i radosne życie, którzy dzielą się tym, co mają, nie krzyczą na swoje dzieci, nie znają pieniędzy i pojęcia czasu. A gdyby jeden z nich znalazł się teraz w dżungli naszego kapitalistycznego świata- co gotowi bylibyśmy o nim powiedzieć? Zapchlony włóczęga, cholerny darmozjad, idiota i imbecyl...
W Szwajcarii wielu czarnych ludzi żyje na koszt państwa, są oni często uchodźcami, i mają za sobą przeszłość, o jakiej okrutności my słyszeliśmy tylko na filmach... Kiedy objeżdżałam kraje byłej Jugosławii w kilkanaście już lat po wojnie, i widziałam zniszczenia tego kraju, nie mogłam nocą zasnąć pod namiotem w ich sąsiedztwie. Bałam się... Wojna była przerażająca, nawet gdy istniała tylko w mojej nadwrażliwej wyobraźni. A przecież są na świecie kraje, w których to dzieje się nadal. Gdy ich mieszkańcy uciekają pod bezpieczny dach Europy, dlaczego tak mało w nas zrozumienia, a tak wiele zawiści i strachu?

Tak naprawdę, w stosunku do mojego życia mogę śmiało powiedzieć :,,Cóż mam, czego bym nie otrzymała?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz