Wróciliśmy. Po trzech latach- jak ten czas leci!
Wróciliśmy i nie za bardzo umiemy poskładać życie do kupy- czymś się zająć, zaplanować jakiś wyjazd. Póki co dni mijają nam raczej leniwie, z deszczem i chłodem za oknem, na spotkaniach przy kawie ze znajomymi i rozmowach do późna wieczorem. Na grillach przy polskiej kiełbasie, na którą już patrzeć nie mogę ( właściwie to ja nigdy nie lubiłam kiełbasy:). Na próbach przywrócenia Maksiowi szkolnego porządku ( uczę go od kilku miesięcy z książek dla pierwszaków).
Nasz wyjazd w świat opóźni się na 99%. Toteż musimy w międzyczasie zorganizować sobie ,,wakacje zastępcze". Mamy bilety do Anglii, a stamtąd wszak już rzut beretem na północ Szkocji ( kochamy te rejony), lub jeszcze gdzieś dalej:) Poza tym zostają jeszcze całe połacie nieodkrytej Polski:)
Ruszymy się stąd akurat jak nadejdzie jesień, początkiem września:)
Tymczasem już od tygodnia nie pracuję. Niby fajnie, ale czasem miałabym ochotę za coś się wziąć i coś zarobić. Czyżby to szwajcarska mentalność pracusiów aż tak mi się udzieliła? Poza tym załapałam model planowania wszystkiego z wyprzedzeniem i dziwi mnie czemu inni nie podzielają tegoż modelu;) Wysyłam maile i wiadomości na fb i spodziewam się natychmiastowych odpowiedzi, których nie ma:) Polacy chyba żyją sobie bardziej na lajcie. Korzystam też z uroków niezapowiedzianych wizyt ( albo tych zapowiedzianych pięć minut przed) i cieszę się nimi niesamowicie!
I tak mijają pierwsze dziwaczne adaptacyjne dni w mojej ojczyźnie:)
Wróciliśmy i nie za bardzo umiemy poskładać życie do kupy- czymś się zająć, zaplanować jakiś wyjazd. Póki co dni mijają nam raczej leniwie, z deszczem i chłodem za oknem, na spotkaniach przy kawie ze znajomymi i rozmowach do późna wieczorem. Na grillach przy polskiej kiełbasie, na którą już patrzeć nie mogę ( właściwie to ja nigdy nie lubiłam kiełbasy:). Na próbach przywrócenia Maksiowi szkolnego porządku ( uczę go od kilku miesięcy z książek dla pierwszaków).
Nasz wyjazd w świat opóźni się na 99%. Toteż musimy w międzyczasie zorganizować sobie ,,wakacje zastępcze". Mamy bilety do Anglii, a stamtąd wszak już rzut beretem na północ Szkocji ( kochamy te rejony), lub jeszcze gdzieś dalej:) Poza tym zostają jeszcze całe połacie nieodkrytej Polski:)
Ruszymy się stąd akurat jak nadejdzie jesień, początkiem września:)
Tymczasem już od tygodnia nie pracuję. Niby fajnie, ale czasem miałabym ochotę za coś się wziąć i coś zarobić. Czyżby to szwajcarska mentalność pracusiów aż tak mi się udzieliła? Poza tym załapałam model planowania wszystkiego z wyprzedzeniem i dziwi mnie czemu inni nie podzielają tegoż modelu;) Wysyłam maile i wiadomości na fb i spodziewam się natychmiastowych odpowiedzi, których nie ma:) Polacy chyba żyją sobie bardziej na lajcie. Korzystam też z uroków niezapowiedzianych wizyt ( albo tych zapowiedzianych pięć minut przed) i cieszę się nimi niesamowicie!
I tak mijają pierwsze dziwaczne adaptacyjne dni w mojej ojczyźnie:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz