Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

środa, 9 kwietnia 2014

Na stopa


Z jazdą na stopa jest trochę tak, jak z noszeniem kokard z czerwonej tasiemki oplecionych wokół dwóch warkoczy- w pewnym wieku po prostu nie wypada tego robić.

A może nawet nie w pewnym wieku, co w pewnej sytuacji- gdy na ten przykład ma się już dziecko.
Dla mnie jazda okazją jest synonimem wolności. I w miarę możliwości praktykuje ją po dziś dzień.
Wczoraj, aby zjechać do miasta, wyciągnęłam kciuka w górę. Zatrzymał się dla mnie pierwszy nadjeżdżający kierowca. Tak samo było, gdy jechałam na polską mszę, do znajomej na kawę, albo do domu, gdy Mariusz i Maks chcieli nieco dłużej pojeździć na łyżwach pewnego zimowego popołudnia. Jednym zdaniem, jeżdżę okazją, kiedy tylko mam okazję.

W Szwajcarii jest to zajęcie całkowicie bezpieczne. Tutaj, włócząc się nocą po winnicach, można spotkać jedynie amatorów ruchu na świeżym powietrzu. Jakaś tam zbuntowana młodzież też popala w krzakach papierosy i pije piwo, ale jest zupełnie niezaczepliwa.
Kierowcy zatrzymują się chętnie i z serdecznością wypytują skąd jestem, gdzie mieszkam, kogo znam- zawsze wówczas dochodzimy do wniosku, jaki ten świat mały(!)

Kiedy jeszcze nie miałam dziecka, jeździłam w ten sposób dużo częściej. Pamiętam nasz pierwszy wyjazd z Mariuszem na Wyspy- dojechanie do Edynburga zajęło nam cztery dni. Z Belgii, przez ponad tysiąc kilometrów, jechaliśmy z tym samym kierowcą- Hindusem, który handlował jakimiś ubraniami też w Polsce i miał z naszego kraju tylko ciepłe wspomnienia. Zawiózł nas wówczas do centrum miasta, zbaczając jakieś sto kilometrów z własnej trasy... Inny pan, właściciel sieci sklepów z kołdrami i produktami około- łóżkowymi, dowiedziawszy się, że za chwilę bierzemy ślub, wręczył nam gotówkę na butelkę wina, swoją wizytówkę, a pół roku później- także dwie posady w jednym ze swych sklepów:)
Za panieńskich czasów zatrzymywało się dla nas wielu kierowców ciężarówek opatrzonych logiem ,,Raben"- do dziś widząc je przemykające tu i ówdzie, czuję ciepło w sercu;) Raz spałyśmy w kabinie takiej właśnie rabenowej ciężarówki, we dwie na górze, kierowca na dole. Jedząc desery Monte ( były na pace), rozmawialiśmy bardzo szczerze, jak prawdziwi przyjaciele. Kierowca miał poważne problemy rodzinne i o wszystkim nam powiedział. To była jedna z tych rozmów jakie zdarzają się raz na milion lat, gdy widzisz przed sobą prawdziwego człowieka, a nie tylko jego maskę skrojoną na potrzeby życia w społeczeństwie.

Ile się nasłuchałam o niespełnionych nadziejach, i że czasy studenckie to najlepszy okres w życiu. Ilu bogatych gości z fajnymi autami zaczynało od jazdy okazją na Zachód i pracy przy konstrukcji dachów... Ilu z nich prosiło :,,Dziewczyny, teraz cichutko bo żona dzwoni":), ilu z nich cierpiało rozłąkę dzień i noc spędzając w tirach, a ilu nie było w stanie wydobyć z siebie ani słowa, w związku z czym trudno było odgadnąć czemu właściwie się dla nas zatrzymali. Miałyśmy na tę okazję przygotowaną listę pytań pomocniczych, jak w jakiejś profesjonalnej ankiecie: ,,skąd pan jest?", ,,ile lat tak pan pracuje?", ,,czy jeździ pan za granicę czy tylko w Polsce" itp, itd.

Groźnych sytuacji nie pamiętam wcale. Gdy jechałam na egzamin na studiach, zatrzymał się dla mnie van z ośmioma pracownikami budowlanymi, w pierwszej chwili coś mnie odrzuciło, ale w końcu wsiadłam i czułam się, jakbym przez te dwie godziny była wśród grona ojców moich koleżanek i kolegów.

W Europie ciężko pojeździć na stopa z dzieckiem, bo trzeba by było chyba stać z plecakiem i (dość ciężkim wszak) fotelikiem. Ale jest to całkiem realna opcja w innych rejonach świata.

Na zdjęciu autentyczny autostop w wykonaniu Maksia:) Przygoda pierwsza klasa! Nie musieliśmy wyznaczać kolejek- nasze dziecko samo zawsze zgłaszało się na ,,łapacza".

Nie wiem czy podczas kolejnej podróży spróbujemy znowu.

Wiem jedynie, że teraz, gdy jest opcja spaceru pieszo do pobliskiego miasta (kilka kilometrów), to Maks od razu wpada z propozycją:
,,A może jedźmy na stopa?


2 komentarze:

  1. Ech Włóczykije ;) ja tam mam kilka bardzo pozytywnych wspomnień, a kilka takich, że jednak trafiałam na dziwnych ludzi i trochę stresu mnie to kosztowało. A ostatnio stopem jeździliśmy w Turcji :) W szczerym polu złapaliśmy zagubioną brykę ;) I bardzo szczęśliwi pilotowaliśmy panów do "naszego" miasteczka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli, jak to się często zdarza, i oni i wy z tego skorzystaliście:) Mnie zdarzył się jeden raz taki niegroźny zboczeniec- po kilki sekundach rozmowy zorientowałam się, że mi pokazuje co ma w rozporku...Ale nie był groźny, raczej taki typ ekshibicjonisty, na mnie nie zrobił większego wrażenia, ale moja siostra była wówczas w liceum i to był jej pierwszy raz na stopa...w każdym razie potem nieraz brała udział w rajdach okazją, także nawet to jej nie zniechęciło. A w Turcji nie próbowałam!

      Usuń