Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

czwartek, 21 listopada 2013

Pozytywy

Przedwczoraj w ramach pewnego ćwiczenia duchowego, sporządziłam listę problemów, wyzwań i rzeczy, których boję się obecnie w moim życiu. Dalszej części ćwiczenia, mianowicie tej wiodącej do pozytywnych, konstruktywnych wniosków nie zrobiłam. Jeszcze nie...
W jednym z podpunktów widnieje jak byk: ,,Poczucie wyobcowania w miejscu, w którym teraz żyję". 
Wczoraj zastukałam do sąsiadki, bo niefortunnie w przyszłą środę mam pełnić rolę tłumacza na spotkaniu mojej znajomej z doradcą zawodowym w godzinach, kiedy mój syn jak zwykle kończy szkołę. Sąsiadka bez mrugnięcia okiem zgodziła się odebrać go ze szkoły i zapewniła mnie: ,,Nie spiesz się z powrotem, to żaden problem".
Mój Maks kończy w przyszłą środę sześć lat, a ja zarysowałam już w głowie ambitny plan imprezy urodzinowej, i powoli zaczynam go wprowadzać w życie. Zrobię na tę okazję piracki statek. Jako fundament posłuży mi jego piętrowe łóżko, które przyoblekę w różnej maści kartony. Wczoraj wyczaiłam już jeden duży na ulicy, dziś przy okazji zakupów zapytałam ekspedientki w lokalnym markecie, dostałam cały zapas i tak idąc pośród śnieżnej chlapy z buta, natknęłam się na sekretarkę z mojej pracy. Od razu wzięła mnie do swego garażu, gdzie miała pokaźnych rozmiarów karton do wywalenia, a że mąż już ją w tym wywalaniu uprzedził, to mi związała ładnie moja nabytą wcześniej zbitkę.
O jedenastej poczłapałam pod szkołę. Śniegu było coraz więcej- mamy dziś piękną, białą aurę za oknem! Spotkałam tam kolegę z mojego zakładu pracy, który wozi dzieciaki ze szkoły do przedszkola. Maksiu w ubiegłym roku też jeździł z nim busem, lecz teraz chodzi w czasie naszej pracy do niani (zwanej tutaj dzienną mamą), nie do przedszkola- tak wychodzi nam po prostu dużo taniej. Kolega zaproponował mi podwiezienie tym busem, więc pieszą wędrówkę pod górkę mieliśmy z głowy.
W świetle tych wszystkich wydarzeń dotarło do mnie, że nie jestem na tej obczyźnie sama jak palec. Że, pomimo wszystko, należę już w pewien sposób do tego otoczenia. Ludzie są mi tu przyjaźni, służą wsparciem. A to, że jest tu tak wielu obcokrajowców, tworzy koloryt nie do opisania. Niby mała, zabita dechami, górska wioska, a spotkasz tu ludzi niemal z całego świata. I ja też, w mniejszym lub większym stopniu, czuję się częścią tej lokalnej społeczności.
A poza tym...mam pięć dni wolnego. Dopieszczam plany urodzinowe (może uda mi się tego pamiętnego Dnia co nieco sfotografować), piszę relację z Afryki (brawo za tempo!) i uczę Maksia w domu (ale o tym trzeba by napisać osobnego posta, do dziś jestem w szoku jak chłonną gąbką jest głowa sześciolatka i jak, przy niewielkim wysiłku, można zrobić z nauki zabawę i stać się tym samym profesorem na medal, a co tam!).
Jako że zdjęć i ani słówka z Czarnego Kontynentu nie będzie, to wkleję kilka górskich fotografii, bo co jak co, ale po górach chodzić nie przestaliśmy i w najbliższym czasie nie zamierzamy:P

Podczas urlopu w Polsce udało nam się dwa razy- pogoda była super. Wyszliśmy na Przehybę w Beskidzie Sądeckim i do chatki pod Gorcem (w Gorcach, jak sama nazwa wskazuje:). Przy okazji wycieczki numer dwa trafiliśmy na nieżywą żmiję, która jednak wciąż wywijała ogonem:

 Piękne gorczańskie łąki:) Krajobraz swojski i bez ochów i achów, ale tak czasem mi go tutaj brakuje:
 Po powrocie do Szwajcarii, w minioną sobotę wyjechaliśmy nad mgły spowijające dolinę Rodanu. Taka pogoda na przełomie jesieni i zimy jest tu czymś naturalnym. Wioski leżące niżej toną w gęstych chmurach, a powyżej mamy piękne, magiczne widoki i słońce, słońce, słońce...

 Tym razem pojechaliśmy do Saas Fee, a stamtąd kolejką i metrem położonym najwyżej na świecie (tak przynajmniej samo o sobie sugeruje;P) na wysokość 3500m.n.p.m.
 Mogliśmy tu zwiedzać lodowe jaskinie, w których było wiele atrakcji- dwie zjeżdżalnie dla dzieci, igloo, wyrzeźbione z lodu postaci, kapliczka i wyrzeźbiony w lodzie otwór ukazujący obszerną szczelinę w lodowcu.



 Kolejnego poranka, gdy ja niestety pracowałam i przez cały dzień słońca nie ujrzałam, Maks z Mariuszem wybrali się znów w góry.
 Tu, prawdziwy gangster wyposażony w mamine okulary (swoje zgubił przy okazji jednej z ostatnich wycieczek)
 I srogie zimowe tereny, w jednej z funkcji naszego nowego aparatu:)
I

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz